2012-12-27
Całkiem niedawno miałem okazję porozmawiać chwilę z Alojzym Świderkiem, który powiedział mi, że ma plan A i plan B, jeżeli chodzi o prowadzenie reprezentacji w ciągu najbliższych dwóch lat. Dzisiaj nie ma już znaczenia na czym owe plany polegały, bo działacze z PZPS mieli plan C, o którym Świderek właśnie się dowiedział – przestał być trenerem reprezentacji Polski kobiet w piłce siatkowej.
Z trenerami już tak jest, że ich najlepszymi adwokatami są wyniki. No to pierwsze podstawowe pytanie brzmi następująco: jakimi wynikami może pochwalić się Alojzy Świderek jako trener reprezentacji Polski?
Fakty są takie: brak medalu na mistrzostwach Europy, dwukrotny brak awansu do finałowej rozgrywki WGP, brak kwalifikacji olimpijskiej… Z faktami się nie dyskutuje, prawda? Można natomiast poszukać przyczyn takiego stanu rzeczy i pokusić się nawet o to, aby stanąć w obronie szkoleniowca, tylko… dzisiaj nie ma to żadnego sensu.
Trener Andrzej Niemczyk całe życie powtarzał, że naprawdę nie trzeba być nie wiadomo jakim fachowcem, aby osiągnąć sukces pracując z kobietami. Przyznał wprost, że oprócz warsztatu i trenerskich umiejętności wystarczy je znać i je rozumieć, albo przynajmniej spróbować to zrobić. Dyplomatyczna wypowiedź mówiąca o tym, że praca z kobiecym zespołem jest specyficzna, tylko pozornie oddaje klimat codziennego funkcjonowania w takiej grupie. Wiem co mówię, bo z bliska miałem okazję towarzyszyć drużynom prowadzonym najpierw przez Jerzego Matlaka i później Alojzego Świderka. Z zespołem tego pierwszego w latach 2009-2010 spędziłem w sumie prawie tyle czasu, co z własną żoną, z reprezentacją trenera Świderka przez kilkanaście dni byłem na Mistrzostwach Europy w Serbii. W tym miejscu oczywiście nie dowiecie się ode mnie niczego ciekawego, bo – byłem wtedy członkiem ekipy – i chcąc nie chcąc obowiązuje mnie tak zwana „tajemnica szatni”. A wracając jeszcze do specyfiki o której mówił Niemczyk, dam wam taki przykład, który zobrazuje sytuację i różnicę pracy w zespole męskim i żeńskim. W drużynie mężczyzn przekaz jest jasny i wszystko odbywa się w przysłowiową sekundę, a na komunikat w stylu „stań tu, k… i patrz”, facet staje i patrzy. U pań tak łatwo nie ma.
Dzisiaj nie wiemy kto obejmie stanowisko po Świderku. Słychać tu i ówdzie, że stery obejmie trener zagraniczny, Włoch z nazwiskiem. Coraz głośniej słychać też opinię, że musi się tak stać, gdyż na horyzoncie nie widać żadnego poważnego kandydata wywodzącego się z naszej rodzimej myśli szkoleniowej, co podobno – też to można przeczytać między wierszami w różnorakich publikacjach – stwierdziły same zawodniczki, powiedzmy tak: kandydatki do gry w drużynie narodowej.
Ja kandydata mam, nazywa się Piotr Makowski. Na miejscu prezesa PZPS Mirosława Przedpełskiego nie dzwoniłbym wcale do Bydgoszczy, tylko od razu wsiadał w samochód i jechałbym namawiać go do objęcia tej funkcji. Piotrek (przepraszam, ale znamy się dobrze i długo) ma wszystko, co powinien mieć trener kobiecej drużyny. Po pierwsze doświadczenie z pracy w klubie (tak z dziewczynami jak i chłopakami), po drugie sprawdził się w bardzo trudnej sytuacji (ME 2009), po trzecie nie boi się wyzwań i podejmowania trudnych decyzji. Do tego cały czas jest głodny, do tego jest młody i perspektywiczny. Trener, który ma to niezdefiniowane „coś”, które albo się ma, albo nie i nie sposób się tego nigdzie nauczyć. Do tego jest Polakiem i nie powinno być z nim żadnych kłopotów z komunikacją. Od siebie tylko dodam, że żeby było normalnie, to powinien zarabiać dokładnie tyle, ile zarabiać może Włoch z nazwiskiem.
Ciekawy jestem na kogo postawi PZPS. Kto by to nie był, i tak najważniejsze będzie jak zacznie. Na koniec w formie anegdoty napiszę wam jak zaczynali dwaj trenerzy, których nazwiska wymieniłem wyżej w tekście. Niektórzy z was może się domyślą o kogo chodzi, wybór nie jest duży: Niemczyk, Matlak, Świderek, Makowski i Włoch z nazwiskiem – tylko o tych trenerach wspomniałem… Oto ich początki z kadrą kobiet:
Trener X podczas pierwszego dnia zgrupowania zarządził badania lekarskie, a po nich trzygodzinną odprawę podczas której opowiedział o planach reprezentacji urozmaiconą prelekcją własnej produkcji na temat prawidłowego poruszania się zawodniczek będących w pierwszej linii przy ustawieniu bloku do ataku przeciwnika z piłki wysokiej i sytuacyjnej.
Trener Y podczas pierwszego dnia zgrupowania zaprosił wszystkie zawodniczki do najlepszej restauracji w mieście, w dwóch słowach powiedział jak będą wyglądały przygotowania i jakie są cele, po czym dał zawodniczkom dwa dni wolnego – jak to powiedział – na zakupy i fryzjera, a pierwszy trening wyznaczył trzeciego dnia po południu.
Zgadnijcie, który więcej wygrał?
Marek Magiera
Opmerkingen