2015-05-25
Nie wiem ile meczów naszej reprezentacji obejrzałem na żywo, nie wiem też na ilu z nich pracowałem z mikrofonem w ręce (to akurat można policzyć, tylko nie chce mi się tego teraz robić), wiem za to jedno - u dużej grupy naszych kibiców, żadne inne spotkania nie wywołują tylu emocji, co starcia Polski z Rosją. U mnie też.
Młodszym kibicom nie będę robił wykładów z historii, o obecnej sytuacji geopolitycznej też nie będę w tym miejscu pisał, bo nie temu ma służyć "Krótka Piłka". Każdy wie o co chodzi...
Przed kolejnymi spotkaniami z Rosjanami w Gdańsku w Lidze Światowej napiszę dokładnie to samo, co napisałem przed pamiętnym meczem na mistrzostwach świata w łódzkiej Atlas Arenie, mianowicie - na najwyższych szczeblach nie da się oddzielić sportu od polityki, czy polityki od sportu - natomiast można to zrobić na trochę niższym poziomie, na boisku i na trybunach. Nikogo do niczego namawiał nie będę, o nic nie będę też prosił, po raz kolejny napiszę, że wierzę w mądrość kibiców siatkówki, którzy tę mądrość wielokrotnie okazywali, także podczas wspomnianego wcześniej meczu Polska - Rosja na mundialu.
Przed wrześniowym meczem w Łodzi i zaraz po jego zakończeniu udzieliłem kilku wywiadów. Koledzy dziennikarze pytali głównie o sprawy organizacyjno-logistyczne przy takim wydarzeniu, ale pytali też, patrząc na mecz z perspektywy spikera, czy takie spotkania są najtrudniejsze do prowadzenia? Do dzisiaj nie wiem, bo technicznie, taki mecz nie różni się niczym od każdego innego... No, ale te emocje...
Trochę tych meczów z Rosjanami przeżyłem, nie tylko tych siatkarskich. Trochę też podczas tych meczów i wokół nich widziałem. Na pewno nie zapomnę wspólnej podróży hotelową windą z Kazakowem i Dinejkinem, bo jako jedyny w tej windzie jechałem wyprostowany, nie zapomnę też, jak podczas jednego z treningów Baranow swoim uderzeniem, w drobny mak rozstrzaskał antenkę, co wydaje się na pierwszy rzut oka niemożliwe.
Co jeszcze? Nie zapomnę widoku rosyjskich siatkarzy, którzy w dość silnej grupie wyszli z hali w Płocku podczas Memoriału Wagnera w czasie dziesięciominutowej przerwy po drugim secie i schowani za wóz transmisyjny Polsatu odpalili sobie po papierosku, a jeden z nich (zgadnijcie który, ha, ha, ha) pozwolił sobie nawet na kilka łyków... piwa.
I jeszcze jedno wspomnienie z tej naszej wspólnej rywalizacji, a sięgające finału Ligi Światowej w Katowicach w 2007 roku zakończone niestety totalną porażką i w tym miejscu też nie chodzi... o mecz. Historia wyglądała tak. Jeden z moich kolegów (nie napiszę który, wybaczcie), pochwalił się na śniadaniu, że powiązał sznurówki w butach rosyjskim siatkarzom, którzy zostawili treningowe obuwie przed drzwiami swoich pokoi. Dodał przy tym z uśmiechem na twarzy, że na jego piętrze w hotelu - tu cytat - "obowiązują polskie, a nie jakieś ruskie zwyczaje". No i pewnie byłoby "śmiesznie", gdyby nie widok krzyczącego w recepcji menedżera rperezentacji... Bułgarii domagającego się filmu z hotelowego monitoringu.
Do dzisiaj, wspólnie ze znajomymi przypominając sobie tę historię, zachodzimy w głowę jak on (nasz kolega) mógł pomylić Rosjan z Bułgarami?
Na koniec słowo o sporcie, bo to najważniejsze. Z rywalizacji polsko rosyjskiej, nie tylko na niwie reprezentacyjnej, ale także klubowej - z ostatnich 25 lat pamiętam niemal wszystko i jestem w stanie z dość dużą precyzją odtworzyć niektóre sytuacje. Od niesamowitych ataków Fomina z czasów jego gry w CSKA Moskwa, po widok klęczącego olbrzyma Muserskiego po drugim przegranym przez Rosję secie w meczu z Polską. Każde z tych spotkań miało swoją historię. Były to wielkie widowiska. Przed nami dwa kolejne. Wszystkim życzę wielkich emocji i dobrej zabawy!
Marek Magiera
Comments