top of page
  • ZdjÄ™cie autoraMarek Magiera

Wyrwana korona

2014-04-28


Przed rokiem, kiedy piłkarze warszawskiej Legii zdobywali mistrzowski tytuł odbierając go Śląskowi Wrocław, jeden z dziennikarzy napisał w komentarzu, że wściekłość legionistów i chęć odegrania się na rywalach była tak duża, że postanowili tę koronę dosłownie wyrwać im z rąk, a na odchodne jeszcze kilkukrotnie zdzielić berłem w łeb!


Wracając wczoraj do domu z Bełchatowa przypomniałem ten komentarz w telefonicznej rozmowie jednemu z moich kolegów, który służbowo przebywa zagranicą i nie mógł obejrzeć trzeciego finałowego meczu PlusLigi, bo tak jakoś zauważyłem duże podobieństwo między stylem w jakim piłkarska Legia - rok temu, po bolesnej porażce - a siatkarska Skra w tym roku, też po bolesnej porażce - wróciła na tron. - Tylko nie pisz o tym zdzielaniu berłem w łeb, bo to będzie tak nie po siatkarsku - usłyszałem na koniec, kiedy powiedziałem mu o tym, co planuję napisać w "Krótkiej Piłce".

Może faktycznie ma rację, ale - niestety - tak to wyglądało. Poza pierwszym meczem w Rzeszowie byliśmy świadkami jednostronnego okładania rywala ze wszystkich stron. Resovia próbowała się bronić, wyprowadzała jakieś kontry, ale na dystansie była zupełnie bezsilna. Były momenty, kiedy wydawało się, że już mają rywala, że jeszcze chwila, a przechylą szalę na swoją stronę, ale ostatecznie... nic z tego. Rywal wyciągał wtedy najcięższe działa - czytaj Wlazłego - i kończył. Tak jak drugiego seta niedzielnego meczu w Bełchatowie.

Mariusz Wlazły. Słowo o kapitanie Skry. Pewnie wszyscy pamiętają słowa Pawła Papkego, który dobrych kilka lat temu powiedział, że "kto ma Wlazłego ten ma mistrzostwo Polski". Teza nad wyraz odważna, ale coś w tym jest. Nie chce mi się przytaczać liczb, które zobrazowałyby dyspozycję Wlazłego w finale, myślę, że wystarczy sam fakt - że atakujący Skry - trzy razy wybierany był najlepszym zawodnikiem finałowych spotkań. Powiedzieć, że nareszcie oglądaliśmy Mariusza Wlazłego jak z najlepszych lat, to nic nie powiedzieć. Po meczu na antenie Polsatu Sport miałem okazję z nim porozmawiać - emanował radością i ogromną sportową świeżością, kompletnie nie było po nim widać zmęczenia. Kiedy zapytałem, czy utrzyma taką formę w ciągu kilku najbliższych tygodni, już na starcie reprezentacyjnego sezonu, z rozbrajającym uśmiechem odpowiedział, że tego... nie wie.

Teraz słowo o kapitanie Resovii. Olieg Achrem z powodu kontuzji był największym nieobecnym finałowych spotkań. Kiedyś napisałem, że nie lubię w sporcie gdybania, po prostu jest to dziedzina życia, gdzie termin "gdyby"jest notorycznie nadużywany. Nie wiem, czy Resovia wypadłaby lepiej w starciach ze Skrą, gdyby Achrem mógł w finale zagrać, ale wiem na pewno, że bardzo go drużynie z Rzeszowa brakowało. Wiadomość od prezesa Resovii Bartosza Górskiego przekazana przed meczem, że zabieg, który Olieg przeszedł we Włoszech się udał - powinna ucieszyć nie tylko sympatyków Resovii, ale w ogóle wszystkich ludzi oglądających siatkówkę ligową w Polsce. Tacy ludzie jak Achrem są w PlusLidze niezbędni, aby przeżywać wielkie emocje.

Dobra, wystarczy. Bierzemy się za ładowanie akumulatorów przed sezonem reprezentacyjnym. Gratulacje dla Skry, Resovii i Jastrzębia za medale. Podziękowania dla pozostałych ekip za walkę, za postawę, za cały sezon.  Tradycyjnie - pozdrowienia dla wszystkich kibiców.

Na koniec osobista deklaracja.

Od wczoraj, tak mniej więcej od 16.25 przestaje się czepiać Stephana Antigi o cokolwiek. Aż do mistrzostw świata. Oby do ostatniego meczu na tej imprezie, do 20 września.


Marek Magiera

bottom of page