top of page
  • Zdjęcie autoraMarek Magiera

Wielki finał

2011-09-11


W miniony czwartek miałem przyjemność wspólnie z trenerem Ireneuszem Mazurem komentować ćwierćfinałowy mecz ME Rosja – Bułgaria. Kiedy było już jasne, że „Sborna” pokona swojego rywala powiedziałem, że fajnie byłoby spotkać się z nimi raz jeszcze w tym roku i spiąć klamrą reprezentacyjny sezon 2011, który przecież rozpoczęliśmy od zwycięstwa z Rosją w Miliczu 3:1. Trener Mazur szybko dodał, że najlepiej byłoby zmierzyć się z nimi w finale ME. I to się na swój sposób udało. Zagraliśmy z Rosją o brąz, ale to był nasz finał. Wielki finał, zakończony wielkim zwycięstwem.

Zwycięstwa z Rosją smakują wyjątkowo. Ten brązowy medal też ma wyjątkowy smak, porównywalny ze złotem wywalczonym dwa lata temu w Turcji, czy srebrem przywiezionym przez naszych chłopaków z Japonii. Ma też dodatkową wartość, bo wywalczyliśmy go… No właśnie. I tu mam problem, bo chciałem napisać, że w okrojonym składzie, ale chyba nie do końca będzie to prawdą, o czym zresztą w jednym z wywiadów przypomniał Michał Ruciak. – Przestańmy już mówić o nieobecnych, bo tu nikogo nie brakuje – powiedział nasz przyjmujący. – W kadrze są wszyscy ci, którzy chcieli w niej być i to jest nasza najsilniejsza drużyna.

Zgadzam się z Michałem. Tak samo jak zgadzam się z tymi, którzy twierdzili, że koniecznie trzeba sobie ułatwić drogę do półfinału i przegrać ze Słowakami w fazie grupowej. Pytania w stylu, czy to moralne zostawiam bez komentarza, gdyż bardziej niż „moralność” pasowałoby tu użyć słowa „normalność”. I odpowiedź może być jedna. Normalne to nie jest, ale skoro ktoś to wymyślił, to dlaczego z tego nie korzystać, tym bardziej, że żyjemy w kraju w którym „głupot” i absurdów nie brakuje i nie brakowało praktycznie nigdy, co w swoich dokumentalnych filmach – nie wiadomo dlaczego nazywanymi powszechnie komediami – zawarł niezastąpiony Stanisław Bareja.

Dzisiejsza prasa i większość internetowych portali o mistrzostwach napisała praktycznie wszystko, nie ma sensu, aby to powielać, tym bardziej, że odczucia nas wszystkich są podobne. Nie wiem, czy jest sens oceniania też poszczególnych graczy, bo wszyscy odwalili kawał roboty, także ci którzy do Czech i Austrii nie pojechali, a w pocie czoła harowali na treningach od samego początku, od pierwszego treningu z Andreą Anastazim. Słowo o trenerze. Zapowiadając mistrzostwa napisałem, że marzy mi się widok uśmiechniętego faceta, dumnego ze swoich podopiecznych. I takiego go zobaczyłem, kiedy odbierał – swój – jak najbardziej zasłużony medal.

Teraz jeszcze jedna sprawa. Istotna w kontekście wywalczonego medalu, tak mi się przynajmniej wydaje, a na którą nikt nie zwrócił uwagi, w każdym razie ja tego nie zauważyłem. Dziś nie ma gazety, która nie nazwałaby Michała Kubiaka objawieniem naszej drużyny. To prawda, tylko pytania w stylu „skąd wziął się ten Kubiak?” uważam za dziwne.

Pamiętacie Memoriał Wagnera w 2009 roku? Pamiętacie kadrę B prowadzoną przez Grzegorza Wagnera? Kto grał tam pierwsze skrzypce? Kto niemal w pojedynkę rozbił aktualnych wówczas mistrzostw Europy Hiszpanów? Michał Kubiak! A kto z nim? Grzegorz Kosok, Fabian Drzyzga, Karol Kłos, Paweł Zatorski. Oni wszyscy byli w naszej obecnej „brązowej” reprezentacji. Pewnie, że jedni grali więcej, inni mniej, jeszcze inni wcale, ale sama ich obecność świadczy o jednym. Musimy pamiętać i dbać o tych, którzy ciężko pracują na zapleczu, gdzieś z boku, z dala od telewizyjnych kamer, stanowiąc bezpośrednie zaplecze dla tych graczy, którzy obecnie znajdują się w blasku fleszy. Wtedy nigdy nie powinien wrócić temat tak zwanych „wielkich nieobecnych”.

Na koniec osobista dygresja, bo coś ostatnio mam szczęście do… zaklinania rzeczywistości. Dowód tego jest na tej stronie, w witrynie „Krótka piłka”, poczytajcie archiwalne felietony. Dwa lata temu panowie wrócili z Turcji ze złotem, panie zaś w dramatycznych okolicznościach wywalczyły brąz. Może tym razem sytuacja się odwróci? Dziewczyny zaczynają już w sobotę. Trzymamy kciuki!

Marek Magiera

bottom of page