2013-10-24
EXTRA WYDANIE: Ale się porobiło, co? Tąpnęło we wtorek, ale nie z powodu zwolnienia Anastasiego, bo tego akurat można się było spodziewać, ale z powodu jego następcy. Przyznam się, że mnie w pierwszej chwili zatkało, w żaden sposób nie mogłem tego ogarnąć. Wszyscy byli w lekkim szoku. Dla przykładu trener Ireneusz Mazur wychodząc z siedziby naszej stacji… zapomniał gdzie zaparkował samochód.
W środę, kiedy jechałem na mecz do Dąbrowy Górniczej telefon dzwonił praktycznie bez przerwy. „Słyszałeś?”, „Jak to?”, „Jeśli on, dlaczego nie ten?”, „Kto to wymyślił?” – i tak przez cały czas. Przez cztery godziny. Później to samo przed meczem Tauronu i jeszcze po jego zakończeniu. Sam zostałem poproszony o komentarz do sytuacji przez kilku znajomych dziennikarzy i… nie wiedziałem, co im powiedzieć. Raz, że oficjalnie nikt tego nie potwierdził, dwa – nikt Anastasiego nie zwolnił.
W czwartek wszystko stało się jasne, tak lekko po południu. Telefon znów zaczął dzwonić, wszystkie dzienniki, czy to w radio, czy w tv rozpoczynały się od tej wiadomości. O internecie nawet nie wspominam, bo tam zawsze jest „ciepło”, ale akurat jednej rzeczy nie mogłem i nie mogę pojąć do teraz, tak a propos internautów. Dlaczego wszyscy płaczący po Andrei wyszli od tezy, że duet Antiga – Blein nie daje gwarancji medalu na mistrzostwach świata. No to ja się pytam, a kto takie gwarancje daje? Anastasi? Tutaj wpiszcie każde inne nazwisko, które wam pasuje i odpowiedzcie sobie na pytanie, czy ktokolwiek wpisany przez was daje takie gwarancje?
W ostatnich dniach pewne było tylko jedno, że obojętnie jakiej decyzji nie podejmie zarząd PZPS-u, to ta decyzja będzie wzbudzać emocje i będzie szeroko komentowana przez całe środowisko z kibicami na czele. I oczywiście te komentarze się pojawiły wraz z dziesiątkami pytań, których nie zamierzam tutaj powtarzać, bo zwyczajnie mija się to z celem.
Wieczór zapowiadał się kozacko. Najpierw Skra w Pucharze CEV, później Legia w Lidze Europy, na koniec Resovia w Lidze Mistrzów. Kiedy moja małżonka wróciła z pracy wyłączyłem telewizor, zamknąłem komputer, wyciszyłem telefon i… zaprosiłem ją na kolację. – Boże, co się stało? – taka była reakcja, przyznacie, że typowo kobieca. Odpowiedziałem, że nic, ot tak, po prostu wychodzimy i już.
Kiedy dotarliśmy na miejsce zaczęliśmy rozmawiać o tym co było fajne w ostatnim czasie, a co nie, co ewentualnie musimy poprawić, co chcielibyśmy jeszcze zrobić. Jak już byliśmy po małej przystawce poprosiłem ją, żeby wybrała jakieś wino. Na pytanie jakie, odpowiedziałem, że czerwone. – To wiem, ale jakie wziąć, włoskie, czy francuskie, bo innych nie ma?
W ostatnim czasie nic mnie tak nie rozbawiło jak to pytanie, naprawdę… Powiedziałem, żeby wybrała włoskie, bo choć francuskie też nie są złe, to tak nie do końca jestem do nich przekonany. Później powiedziałem jej dlaczego pytanie o rodzaj wina tak mnie rozśmieszyło.
Marek Magiera
PS. Aha, jeszcze jedno. Wychodząc z knajpy kupiłem do domu kilka win, francuskich też. Spróbuję się do nich jakoś przekonać.
Comments