top of page
  • Zdjęcie autoraMarek Magiera

Kiedy umiera bóg...

2020-11-30


Przed tygodniem na koniec poniedziałkowej pisanki napisałem zdanie - roku 2020 kończ się! Spadaj! Dzisiaj napiszę to samo, tylko dodatkowo jeszcze podkreślam czerwonym mazakiem. Dwa razy. Spadaj, spadaj!!!


W minioną środę zmarł Diego Armando Maradona. Mówią, że COVID-19 nie miał z tym nic wspólnego, ale to nieważne. Diego. Diego Armando Maradona. Geniusz. Bóg futbolu. Magik. Czarodziej. Najlepszy z najlepszych. Z reguły piszę tutaj o siatkówce, ale w takiej chwili trudno nie napisać nic o Diego, człowieku który miał ogromny wpływ na to wszystko w którym kierunku postanowiło pójść wielu młodych ludzi. Dla mnie piłka nożna jest ulubionym sportem na równi z siatkówką, a Maradona był jednym z moich najbardziej ulubionych piłkarzy, a już na pewno najlepszym w historii, którego widziałem na boisku. Z piłką potrafił zrobić absolutnie wszystko. Swoją legendę budował kolejnymi meczami. Kochal go cały świat, powstał nawet kościół wyznawców Maradony. Jego wizytówką był mecz z Anglią podczas mistrzostw świata w Meksyku w 1986 roku. Miałem wtedy 12 lat, ale to co się tam wydarzyło doskonale pamiętam, podobnie jak wszyscy fani futbolu na świecie. Najpierw było jedno z największych oszustw w historii piłki nożnej. Gol strzelony ręka przez Maradonę. Historyczna "Ręka boga". Do dzisiaj wielu uważa, że Diego więcej wygrałby, gdyby do tego oszustwa się przyznał. Nie sądzę. Nie popieram takich sytuacji, ale to wlaśnie takimi sytuacjami buduje się legendę. Taki był Maradona, taki jest futbol. Gra dla oszustów, cwaniaków, ale też geniuszy. Bo drugi gol, to była odpowiedź na tego pierwszego. Odpowiedź w stylu: - no to patrzcie, to ja wam teraz k... wszystkim pokaże. I pokazal. Przejął piłkę na swojej połowie, mijał kolejnych Anglików niczym slalomowe tyczki, wreszcie wpadł w pole karne, minął bramkarza Petera Schiltona i władował piłkę do pustej bramki. Później był finał turnieju i mistrzostwo świata wywalczone przez Argentynę. Ludzie w Argentynie oszaleli na jego punkcie. Przyrost urodzin chłopców, którym rodzice nadali imię Diego wynosił w Argentynie w 86 roku i zaraz po nim blisko 80 procent. Maradona grał z numerem 10 na koszulce i wyobraźcie sobie, że najwiekszą popularnością cieszyły się mieszkania na... dziesiątym piętrze wieżowców, które zaczęły gremialnie rosnąć w największych argentynskich miastach. Diego był królem na boisku. Poza boiskiem też. Alkohol i narkotyki nieodłącznie towarzyszyły mu po zakończeniu kariery. Papierosy i drogie cygara były na porządku dziennym. Wreszcie przyjaźń z kubańskim dyktatorem Fidelem Castro, której nie ukrywał, a wrecz przeciwnie. Po śmierci Maradony prezydent Argentyny ogłosił trzydniową żałobę narodową. Prezydent włoskiego miasta Napoli, gdzie grał Maradona, który wyniósł miejscowy klub SCC Napoli na szczyt zapowiedział, że stadion klubu zostanie nazwany jego imieniem. Odszedł bóg. Miał 60 lat. Jego wiek w Argentynie i wielu miejscach na świecie mierzyć się będzie jednak nieskończonością. Diego Armando Maradona. 1960 - nieskończoność. Marek Magiera


bottom of page