top of page
  • Zdjęcie autoraMarek Magiera

Colo terorita!

2013-06-10


Wróciły niestety przykre wspomnienia ze starć z Brazylią. Dwa mecze i dwie porażki. W Warszawie przegraliśmy 1:3, w Łodzi 2:3. Ktoś zażartował, że gdyby był trzeci mecz, to byśmy ich wreszcie dopadli. I coś w tym jest. Dlatego z dużym spokojem patrzę na kolejne spotkania i jestem przekonany, że zapewnimy sobie prawo gry w tegorocznym Final Six.

W obu meczach gołym okiem było widać, że nasz zespół nie jest w optymalnej formie. Może gdybyśmy grali z innym rywalem wrażenie byłoby inne, może nawet wygralibyśmy obydwa mecze, ale wtedy mielibyśmy nieco zaciemniony obraz tego wszystkiego, co dzieje się z naszą drużyną. A tak, przyjechali Brazylijczycy, którzy zwyczajnie – przepraszam za kolokwializm – kiedy grają swoje, zwyczajnie nie wybaczają błędów. A my w obu spotkaniach popełniliśmy ich bardzo dużo.

Po niedzielnym meczu w Łodzi z uwagą słuchałem wypowiedzi naszych siatkarzy i przyznam szczerze, że spokojnie podchodzę do tych porażek. Wszyscy bez wyjątku mają świadomość czego w meczach z Brazylią zabrakło i dlaczego przegraliśmy obydwa spotkania. Osobiście mam nadzieje, że zrewanżujemy się Brazylijczykom jeszcze w tym roku, dokładnie za niewiele ponad miesiąc, podczas finałowego turnieju Ligi Światowej w Argentynie.

Brazylijczycy, którzy przecież nie raz i nie dwa gościli w Polsce, opuszczali wczoraj Atlas Arenę zachwyceni. Felipe „Lipe” Fonteles w wywiadzie udzielonym Marcinowi Lepie, mojemu koledze z Polsatu Sport, zaraz po zakończeniu meczu powiedział, że nigdy w życiu nie przeżył czegoś podobnego i dlatego kocha nasz kraj i polskich kibiców. To samo mówił Dante, który przyznał, że atmosfera w Łodzi była niesamowita. I to prawda. Już dawno Atlas Arena nie była takim wulkanem emocji . Kibice naprawdę byli niesamowici! Przyznam szczerze, że z tego wszystkiego jakoś nie mogę sobie przypomnieć jak było dwa dni wcześniej na Torwarze, bo jeszcze w uszach huczy mi głośne łódzkie falowanie „Colo terorita”!

Przed meczami z Brazylią, dokładnie w czwartek, obie reprezentacje spotkały się na Stadionie Narodowym, tam też odbyła się oficjalna konferencja prasowa z udziałem pani minister Joanny Muchy. Przyznaję, że patrząc na rozłożone boisko do siatkówki i odbijających na nim piłkę reprezentantów Polski i Brazylii myślałem, że będzie to wyglądało… dużo gorzej. Do pomysłu prezesa Mirosława Przedpełskiego, aby zorganizować tam mecz otwarcia mistrzostw świata na początku podchodziłem z dużą rezerwą, głównie dlatego, że byłem na Narodowym już kilka razy, a podczas pamiętnego, dwudniowego meczu piłkarzy z Anglią siedziałem pod samym dachem za jedną z bramek, akurat jeszcze nie za tą do której wpadła piłka po uderzeniach Rooneya i Glika. Nie będę ukrywał, że wszyscy którzy siedzieli obok mnie, po tych trafieniach wpatrywali się w telebim, aby zobaczyć, kto owe bramki zdobył, ale… po chwili nie miało to żadnego znaczenia. Ryk trybun, ogromna wrzawa, niesamowity tumult – to było najważniejsze i najpiękniejsze zarazem. I dla tej jednej chwili warto było na stadion przyjść, bo to było coś, czego słowami opisać nie sposób. Tak samo jak ceremonii rozpoczęcia meczu i wspólnie odśpiewanego Mazurka Dąbrowskiego.

Dzisiaj jestem przekonany, że podobnie będzie na meczu siatkarzy. Opiniami przeciwników rozgrywania siatkarskich spotkań na Narodowym zbytnio bym się nie przejmował, gdyż  od dawna przyglądam się dyskusjom dotyczącym organizacji takich spotkań i cały czas odnoszę nieodparte wrażenie, że najwięcej do powiedzenia na ten temat mają wszyscy ci, którzy na Stadionie Narodowym nie byli nigdy w życiu, a mecze i tak oglądają albo w telewizji albo w internecie. Zresztą, summa summarum, te wszystkie „za” i „przeciw” i tak nie mają większego znaczenia, bo jeśli ludzie odpowiedzialni za podejmowanie decyzji w naszej federacji uznają, że reprezentacja siatkarzy ma grać na Narodowym, to tam po prostu grać będzie. I tyle.

Ja jestem jak najbardziej na „tak”, szczególnie po ostatnim weekendzie, kiedy po raz kolejny okazało się, że zapotrzebowanie na bilety jest kilkanaście razy większe od możliwości przyjęcia kibiców na wymienionych obiektach.

Na koniec o konkursie ogłoszonym przed tygodniem. Okazuje się, że pytanie łatwe nie było, ale niektórzy sobie z nim poradzili. Wspólnie, pierwszy mecz poprowadziliśmy w 2002 roku. Rzecz działa się w Łodzi, rywalem reprezentacji Polski była Argentyna. Spośród wszystkich, którzy odgadli zagadkę, zgodnie z zapowiedzią rozlosujemy podwójne zaproszenie do katowickiego Spodka na mecz Polska – USA. Ceremonia losowania już wkrótce, szczegóły niebawem na naszym FB profilu. A tutaj jest nas już ponad 1000! Dziękujemy, bo raczej… więcej nie będzie.


Marek Magiera



bottom of page