top of page
  • Zdjęcie autoraMarek Magiera

Boiska z duszą…

2011-07-18


Kiedy mam tylko wolną chwilę, a ostatnio mam ich bardzo mało, staram się wsiąść na rower i pojeździć po okolicy. Na co dzień mieszkam w Piasecznie pod Warszawą, więc pole do popisu mam spore. Lasy w Żabieńcu i Chojnowie, całe Zalesie, zachodnie wybrzeże Wisły, Góra Kalwaria, czy Czersk, to idealne miejsca, aby popedałować na rowerze i o wszystkim… zapomnieć.

I tak ostatnio sobie jadę i jadę, aż tu nagle niespodzianka. Tak ze dwa kilometry w linii prostej od mojego domu usłyszałem jakieś nietypowe okrzyki. Okazało się, że na skraju lasu jest boisko Klubu Sportowego „Jedność” Żabieniec.

Na chwilę się zatrzymałem, ale nie dlatego, że ktoś na tym boisku kopał piłkę. Poziom tego grania delikatnie mówiąc najwyższy nie był, nie wiem też kto grał (jeden zespół ubrany był w koszulki w biało-czerwone pasy, drugi na żółto-niebiesko), nie wiem o co był ten mecz, nie znam też wyniku. Szczerze mówiąc mało mnie to zresztą interesuje, bowiem zupełnie co innego zwróciło moją uwagę.

Ktoś powie, że co tam, jakieś leśne boisko, gdzieś tam na obrzeżu małej mieściny. Ale to boisko, jego usytuowanie, ci ludzie po nim biegający, wreszcie garstka widzów na trybunach. To wszystko stworzyło jakąś taką miłą i sympatyczną atmosferę. Patrząc na grę tych młodych ludzi zacząłem rozglądać się po okolicy. To miejsce miało po prostu swoją duszę. Czuło się jakiś taki pozytywny klimat. Później, już w domu, przy kawie, zacząłem szperać w Internecie, no i co się okazało! To właśnie w Żabieńcu na boisku miejscowej „Jedności”, czyli po prostu na skraju żabieńskiego lasu,  rozegrano pierwszy oficjalny mecz na Mazowszu zaraz po zakończeniu drugiej wojny światowej!

Osobiście bardzo lubię takie małe stadioniki, boiska w małych miejscowościach. Pamiętam, że kilka dobrych lat temu miałem okazję poznać Andrzeja Sadloka z Dankowic, który niemalże od podstaw stworzył klub o nazwie „Pasjonat”. Oj, ta nazwa pasowała do tego człowieka. Był prezesem, trenerem, magazynierem, gospodarzem, zakładał siatki na bramkach, kosił trawę, co więcej… niektórzy nie dbali tak o własny dom, jak On dbał o klub. Nie wiem co Andrzej teraz porabia, bo już dawno straciłem z nim kontakt, ale mam nadzieję, że niebawem będę miał okazję się z nim zobaczyć przy okazji występu Jego syna Macieja w reprezentacji Polski. Tak, tak. Andrzej jest ojcem Maćka, a w Pasjonacie – tak przy okazji – był także jego pierwszym trenerem. Młodego Macieja też doskonale pamiętam, kiedy zdarzało się, że płakał jak bóbr po przegranych spotkaniach w turniejach organizowanych przez Sadloka seniora. I tu trzeba podkreślić, że na mecze najmłodszych piłkarzy, wtedy jeszcze siedmio, ośmioletnich dzieci, boiska były zawsze wyśmienicie przygotowane, a trawa przystrzyżona prawie tak równo jak ta na wimbledońskich kortach.

W ubiegłym tygodniu przez tydzień gościliśmy w Gdańsku na Finale Ligi Światowej. Hala „Ergo Arena” to już nie Europa, to Świat. To samo dotyczy PGE Areny, nie wiem czy czegoś teraz nie przekręcę, ale gdzieś to chyba słyszałem, nazwanej przez kogoś „Perłą Wybrzeża”. I to jest prawdziwa perła! Wiele obiektów w życiu widziałem, ale muszę przyznać, że gdański obiekt wywarł na mnie ogromne wrażenie i wcale się nie zdziwię jeśli uznany zostanie za najpiękniejszy obiekt naszego EURO 2012.

Kiedy jeżdżę po Warszawie, to widzę jak rozkwitają piękne obiekty. Legia wygląda cudownie, Narodowy, mimo iż wciąż w budowie, robi ogromne wrażenie. Martwię się, że nie ma stadionu z prawdziwego zdarzenia w mojej rodzinnej Częstochowie. Takie duże miasto, a stadion najlepszego klubu w mieście trudno nazwać stadionem. A szkoda, bo to też obiekt z duszą. Przynajmniej dla mnie. To tam ojciec zabrał mnie pierwszy raz, tam zagrałem swój pierwszy poważny mecz w życiu, tam strzeliłem swoją pierwszą bramkę.

bottom of page