top of page
  • Zdjęcie autoraMarek Magiera

Bez akceptacji

2017-01-23


Nie ukrywam, że w czwartek wieczorem korciło mnie, aby usiąść do komputera i na szybko napisać kilka zdań przemyśleń po "występie" Resovii w meczu z Lube w Lidze Mistrzów. I pewnie bym to zrobił, gdyby nie fakt, że rano musiałem wstać o 4.00 na poranny dyżur w stacji. W piątek już mi przeszło, a dzisiaj tylko na chwilę wrócę do tego co zobaczyłem na Podpromiu.


Wszystko wiemy, 3:0 dla gości, godzina dwadzieścia z przerwami, gwizdy publiczności... Mnie zastanawia jednak, coś innego. Od ponad dwudziestu lat zajmuję się zawodowo tym sportem, najpierw w gazecie, później w radio, a teraz w telewizji. Rozmawiałem z setkami siatkarzy, dziesiątkami trenerów, pytałem skąd biorą się te wszystkie przestoje, seryjnie tracone punkty w jednym ustawieniu, skąd bierze się ta czasowa niemoc? Odpowiedzi trafiały się różne, ich konkluzja jednoznaczna - nie wiadomo dlaczego tak jest.

W wielu meczach zdarzało się tak, że nie grał jeden zawodnik, zdarzało się, że dwóch, czy trzech, ale było wtedy jeszcze trzech innych, którzy starali się ciągnąć ten wózek. A w czwartek w Rzeszowie było tak, że nie grał nikt, nie było nikogo, kto pociągnąłby zespół, wysłał jakiś sygnał do kolegów, że dajemy, walczymy itd. No i właśnie to jest najdziwniejsze, że taka totalna niemoc trafiła wszystkich bez wyjątku, w tym samym miejscu, w tym samym czasie. Argument, że z tak zagrywającymi Włochami nie wygrałby w czwartek nikt przyjmuję do wiadomości, ale takiej porażki Resovii zwyczajnie nie potrafię zaakceptować. Tak jak nie mogłem zaakceptować porażki Legii u siebie z Borussią 0:6, bo to słynne 4:8 w Dortmundzie, choć też bolało ze względu na liczbę straconych goli, to jednak mimo wszystko już tak bardzo nie bolało. O, to 0:6 Legii, to było tak jak teraz 0:3 Resovii z Lube, z tą różnicą, że w siatkówce wyżej niż 0:3 przegrać się po prostu nie da. Wiele za to mówią zdobycze w setach...

Jakiś czas temu nasza reprezentacja gościła w Płocku podczas Memoriału Wagnera. Naszych siatkarzy odwiedził wówczas Mamed Khalidow, wojownik KSW, specjalista od MMA. Jeden z zawodników, chyba Marcin Możdżonek, zapytał go wtedy, co robi w ringu, czy tam w oktagonie, kiedy taktyka nie wypaliła, rywal okazuje się lepszy niż się wydawał, kiedy pojawił się jakiś kryzys, itd. Wiecie co odpowiedział Mamed? - No, jest jeszcze serducho!

Nic to. Zostało jeszcze kilka spotkań. W Lidze Mistrzów świetnie radzi sobie ZAKSA, która zagrała koncertowo w Moskwie z Dynamem. Wygrać tam u nich, i to jeszcze za trzy punkty, to duża rzecz. I dodam jeszcze, że to wszystko odbyło się w fantastycznym stylu. Na Twitterze napisałem, że był to najlepszy występ polskiej drużyny w europejskich pucharach od dłuższego czasu. Ktoś tam dopytywał od jak długiego. Odpowiem tutaj. Od wygranej Resovii w Nowosybirsku z Lokomotiwem i od wygranej Skry w Kazaniu.


Marek Magiera

bottom of page