2013-06-18
Dostałem wiadomość na mój FB profil od jednego z kibiców, żeby zainteresować się sytuacją, która miała miejsce po meczu Polska – Brazylia w Łodzi, kiedy to jeden z naszych siatkarzy (celowo nie wymieniam jego nazwiska, za chwilę wyjaśnię dlaczego) odmówił wspólnego zdjęcia z niepełnosprawnym kibicem siedzącym na wózku, zasłaniając się tym, że nie może opuścić boiska i udać się za barierki ochronne, bo nie może tego zrobić, ponadto jak wyjdzie, to mu inni kibice… żyć nie dadzą itd.
Trochę skróciłem na wstępie całą sytuację, zastanawiałem się nawet, czy nie przekopiować w całości wiadomości, którą otrzymałem, ale uznałem, że tak będzie lepiej, wszak sens został zachowany, ponadto konto autora jest „dziwne”, gdyż próżno tam szukać imienia i nazwiska właściciela, odnoszę wrażenie po liczbie znajomych (zero), że powstało tylko po to, aby tę wiadomość wysłać.
Teraz wyjaśnię dlaczego nie wymieniłem nazwiska siatkarza. Po pierwsze, nie widziałem tej sytuacji i w związku z tym nie słyszałem rozmowy siatkarza z kibicem (panią, być może jak sugeruje autor wiadomości, mamą albo opiekunką wspomnianego niepełnosprawnego człowieka), po drugie byłem kiedyś naocznym świadkiem – jak jedna z pań po meczu kadry darła się w niebogłosy do Michała Winiarskiego per „panie Wlazły” i była mocno zdziwiona, że ten na to nie reaguje. Tutaj zakładam, że autor wiadomości raczej zawodników nie pomylił, ale to tylko moje założenie.
Wiadomość o zdarzeniu dostałem w poniedziałek, tydzień temu. Zastanawiałem się nawet, czy nie zadzwonić do wymienionego z nazwiska siatkarza, ale uznałem, że nie ma to najmniejszego sensu, bo ten telefon tak naprawdę nic by nie zmienił. I tutaj już tylko i wyłącznie moje spostrzeżenia dotyczące całego zdarzenia.
Sam po autografy i wspólne fotki nie biegam, nigdy nie biegałem i biegał nie będę. Od jedenastu lat po meczach reprezentacji wychodzę z hali jako jeden z ostatnich i chcąc nie chcąc czasami widzę, co dzieje się przy bandach reklamowych. Widziałem jak jedna z kibicek poprosiła swego czasu Dawida Murka, aby stanął do zdjęcia tyłem, tak żeby widać było… nazwisko na koszulce, widziałem autografy składane na różnych rzeczach i w różnych miejscach (także na opalonych nastoletnich ciałach, sic!), momentami łapałem się za głowę, momentami nie wiedziałem jak się zachować, bo niektóre sytuacje były po prostu żenujące. Autor wiadomości nie omieszkał skomentować sytuacji opisanej przez siebie, a przez mnie zamieszczonej na wstępie i zauważył, że żaden z Brazylijczyków, w przeciwieństwie do wymienionego zawodnika naszej reprezentacji nie „strzelał fochów”, tylko cały czas był do dyspozycji kibiców. No i brawo dla Brazylijczyków, tylko osobiście – wiem to z doświadczenia – nie sprowadzałbym jednych i drugich do jednego mianownika, bo Brazylijczykom takie sytuacje zdarzają się raz na jakiś czas (ten czas, to przyjazd do Polski) i są po prostu fajne, a naszym siatkarzom zdarzają się podczas każdego meczu rozgrywanego w naszym kraju. Idę o zakład, że taki Bruno, Dante, czy inny Vissotto rozdali więcej autografów w Warszawie i w Łodzi, niż przez cały ubiegły rok kalendarzowy we wszystkich miejscach w których byli i grali.
No dobrze, do mety, bo można by tak długo…
W tego typu sytuacjach, kiedy pojawia się linia oddzielająca zawodnika i kibica, ja osobiście zawsze będę stał po stronie kibica. Zawsze! Pan/pani kibic wydaje swoje pieniądze na bilet, pan/pani kibic za swoje pieniądze przyjeżdża na mecz, często rezygnując z innych rozrywek, a sam znam sytuację, kiedy to jedna z rodzin anulowała wyjazd na dwutygodniowe wakacje, po to tylko żeby przyjechać do Gdańska na trzy dni finałowego turnieju Ligi Światowej w 2011 roku. Jeśli pan/pani kibic nie kupi biletu, nie przyjedzie na mecz, hala będzie pusta, sponsorzy się tym nie zainteresują, to nie będzie fajnych kontraktów, nie będzie atmosfery, nie będzie pieniędzy, i tutaj stop. Zacytuję klasyka: nie będzie niczego.
Uwierzcie mi, nasi siatkarze to rozumieją, wielokrotnie z nimi na ten temat rozmawiałem i wiem, że w miarę możliwości zawsze będą do dyspozycji kibiców. Oczywiście trudno wrzucić wszystkich do jednego worka, ale większość z nich – zdecydowana większość – doskonale wie, że te autografy, wspólne fotki i inne tego typu historie, zwyczajnie wpisują się w uroki ich życia zawodowego. Ale czasami warto też się zastanowić, bo mamy do czynienia z ludźmi, a nie z maszynami, które mogą zwyczajnie nie zareagować na teksty w stylu: „stań tu”, „możesz się trochę schylić”, „uśmiechniesz się jak u Igły na filmie”…
Osobista refleksja na koniec.
Znam i obserwuję chłopaka wymienionego z nazwiska w wiadomości od kilku dobrych lat. Widziałem jak zachowuje się na meczach reprezentacji, także tych w klubie i zwyczajnie po ludzku nie chce mi się wierzyć, że mógł coś takiego powiedzieć. No, ale… tak jak pisałem, mamy tu do czynienia z ludźmi. Nie widziałem, nie słyszałem, nie będę oceniał.
Marek Magiera
PS. W sprawie konkursu z biletami i losowania musicie jeszcze trochę poczekać, do najbliższego czwartku. Więcej nie napiszę, żeby na razie nie zapeszyć.
Comments