2011-11-07
Przyznam się, że o naszej męskiej reprezentacji przygotowującej się do Pucharu Świata chciałem napisać parę słów w przyszłym tygodniu, ale… mam przed sobą czwartkową „Gazetę Wyborczą” i wywiad Przemka Iwańczyka z Piotrem Gruszką, który tym razem nie znalazł miejsca w reprezentacyjnej czternastce. Fragmenty tego wywiadu znajdziecie w internetowym wydaniu Gazety.
Piotr Gruszka to dla mnie postać wyjątkowa, z kilku powodów. Znamy się mniej więcej 20 lat, ale nie jesteśmy jakimiś wielkimi kolegami. Owszem, nasze relacje nie ograniczają się tylko i wyłącznie do kontaktów zawodowych, powiem więcej, prywatnie nawet nieco od nich wybiegają, ale też nie jest tak, że do siebie codziennie dzwonimy. No dobra, nie dzwonimy do siebie prawie w ogóle, ale to nie znaczy, że nie mieliśmy okazji trochę lepiej się poznać.
Po przeczytaniu wywiadu z Piotrem ktoś może powiedzieć, że wywiad, jak wywiad, nic szczególnego, czym tu się podniecać? Ja mam trochę inaczej. Może dlatego, że odkąd pamiętam naszą reprezentację siatkarzy, to Piotrek zawsze w niej był. I chciał być! Nigdy nie narzekał, na organizację, na ciężkie treningi, na nic. Jeśli pojawiały się jakieś zgrzyty, czy nieporozumienia w kadrze, a przy nich nazwisko Gruszki, to wynikało to tylko i wyłącznie z racji pełnienia obowiązków kapitana i dbałości o drużynę.
Zdaję sobie sprawę z faktu, że reprezentacja Polski, to zespół wyjątkowy, w którym nie ma miejsca na sentymenty. Dzisiaj wiemy, że nasza kadra poleci do Japonii bez swojego kapitana. Taką decyzję podjął Andrea Anastazi i trzeba ją uszanować. Co ważne, szanuje ją także sam zawodnik, nie strzela „focha”, tylko zapowiada podjęcie walki o miejsce w drużynie! – Trener nie zabiera mnie tylko na jedną imprezę, więc nie piszcie mi pożegnania. Chcę walczyć o powrót, marzy mi się olimpijski medal – mówi w wywiadzie zawodnik, który był przy wszystkich największych sukcesach naszej narodowej reprezentacji w ostatnich pięciu latach, zaczynając od pamiętnych mistrzostw świata w Japonii 2006. Te słowa mówi człowiek, który koszulkę z „orzełkiem na piersi” w oficjalnych meczach zakładał ponad 400 razy. Facet, który skończył 34, ma wspaniałą rodzinę i cierpi na chroniczny brak czasu dla najbliższych. Zawodnik, który po finałowym turnieju Ligi Światowej w Katowicach i przegranym meczu o brąz z USA w 2007 roku w Sky Barze na 27 piętrze w Hotelu Qubus… Zaraz, zaraz, rozpędziłem się. Miało być przecież bez pożegnań i zbędnego patosu, ale obiecuję, że kiedyś do tej historii z Final Six wrócę.
„Chcę walczyć o powrót, marzy mi się olimpijski medal”. Piotr Gruszka tym jednym zdaniem oddał to, co powinno cechować sportowca przez duże „S”, reprezentanta kraju! On wie, że nie ma nic za zasługi. On wie, że o wszystko trzeba walczyć. Kiedyś zresztą o tym już pisałem.
Nie wiem, czy Gruszka pojedzie na Igrzyska Olimpijskie, nie wiem, czy pojedzie tam nasza reprezentacja. Chciałbym i marzę, aby tak się stało. Dzisiaj cieszę się jednak, że kogoś takiego jak Piotr Gruszka znam osobiście, nie tylko poprzez zawodowe kontakty. Cieszę się też, że w swojej prywatnej kolekcji mam jego reprezentacyjną koszulkę z podkreśloną „trójką”. Jeśli spełni się moje małe marzenie, a propos wystroju jednego z pokoi w moim domu (negocjacje z żoną już jakiś czas trwają), to ta koszulka będzie wisiała w centralnym miejscu, na samej górze.
Marek Magiera
Comments