2011-09-05
Wrzesień to miesiąc walki siatkarzy i siatkarek o prymat w Europie. W najbliższą sobotę w Czechach i Austrii swój turniej rozpoczynają panowie. Panie mają jeszcze trochę czasu, ich turniej rozpocznie się 24 września. Jednym z ostatnich sprawdzianów dla naszej drużyny będzie Memoriał Agaty Mróz Olszewskiej, który od najbliższego piątku do niedzieli rozgrywany będzie w Dąbrowie Górniczej.
Dwa lata temu było cudownie. Najpierw siatkarze wywalczyli w Turcji historyczne złoto, później siatkarki stanęły na trzecim stopniu podium podczas historycznego turnieju rozgrywanego w naszym kraju. Ileż przy tym było emocji, niesamowitych zwrotów akcji i dramatycznych wydarzeń. Niektórzy po raz pierwszy w życiu na własnej skórze odczuli czym jest presja związana z oczekiwaniami milionów rodaków. Dla obu reprezentacji ostatecznie wszystko dobrze się skończyło, dla panów wręcz bajecznie, ale i panie krzywdy nie miały. Do dzisiaj słyszę głos Tomka Swędrowskiego po ostatnim ataku Anny Werblińskiej w meczu z Niemkami i to charakterystyczne przesłanie: „mamy brąz, ale ten brąz jest jak złoto”. I faktycznie – ten brązowy medal – w całej sytuacji, z osobistym dramatem Jerzego Matlaka w tle, smakował jakoś wyjątkowo – powiedziałbym nawet, równie dobrze jak dwa złota wywalczone przez team Andrzeja Niemczyka w 2003 i 2005 roku.
Z niezapomnianego 2009 roku pozostały nam piękne wspomnienia i niestety nic ponadto. I aż się wierzyć nie chce, że minęły raptem tylko dwa lata. Ale to też dobitnie pokazuje, że w zawodowym sporcie 24 miesiące to szmat czasu, który trzeba nie tylko szanować, ale ze szczególną starannością pielęgnować. Piszę te słowa nie bez przyczyny, gdyż emocje jakie targają mną po Memoriale Huberta Jerzego Wagnera są trudne do opisania. Trzy mecze, tylko jeden wygrany set i gra, która przypominała przejażdżkę rollercoasterem. Były momenty fajne, ale zdecydowanie więcej było takich, kiedy trzeba było zwyczajnie zamykać oczy. Na tle Włochów, Rosjan i Czechów wypadliśmy blado, pod każdym względem – od przygotowania fizycznego, poprzez samą grę, wreszcie sposób prowadzenia drużyny.
Czy naprawdę musimy zacząć się przyzwyczajać do porażek naszej narodowej kadry siatkarzy? Częściową odpowiedź na tak postawione pytanie dadzą nam mecze grupowe ME z Niemcami, Bułgarią i Słowacją. Patrząc na wyniki naszej drużyny przez pryzmat ostatnich imprez, mając w pamięci ostatnie powiedzmy cztery lata, powiedziałbym, że wygranie tej grupy, to dla naszej drużyny obowiązek. Teraz uważam, że obowiązkiem musi być… pozostanie w turnieju.
No, ale żeby nie było tak pesymistycznie, jest jeszcze coś, a właściwie ktoś, kogo mamy my, a nie mają inni. Andrea Anastasi. Człowiek, który zwyczajnie ma w życiu szczęście. Miał je, kiedy prowadził reprezentację Hiszpanii, miał kiedy prowadził reprezentację Włoch, miał je także podczas pamiętnego Final Eight w Gdańsku. Mam nadzieję, że to szczęście nie opuści go także w Czechach i Austrii, co spowoduje, że zamiast obrazu machającego rękami sfrustrowanego faceta, obrażonego na wszystkich dookoła – w tym swoich podopiecznych, zobaczymy zadowolonego trenera, który poczęstuje operatora kamery ładnym uśmiechem, a nie nieudolnym sierpowym, co mieliśmy wątpliwą przyjemność oglądać przy okazji kilku ostatnich towarzyskich potyczek. Marek Magiera
Comments