2020-04-06
Dzisiaj dwa słowa chciałem napisać o ruchach kadrowych i transferach w siatkarskich klubach, bo choć dalej nikt nic nie wie, co z nowym sezonem, kiedy wystartujemy z rozgrywkami, to akurat w tym interesie zastoju jakiegoś nie widać.
Z drugiej strony od jakiegoś czasu transfery w siatkarskim światku nie wzbudzają większych emocji, wszystko dlatego, że instytucja o nazwie „przywiązanie do barw klubowych” praktycznie nie istnieje. I nie jest to wcale wina zawodników, raczej znak czasu. Przejście jednego zawodnika - po dwóch, czy trzech latach gry w jednym miejscu - do konkurencyjnego klubu jest dzisiaj czymś normalnym.
Na szczęście, żeby nie było nudno - zdarzają się wyjątki, które potrafią wzbudzić emocje, i to czasami nawet skrajne, wystarczy zajrzeć do portali społecznościowych. Dwa tygodnie temu dowiedzieliśmy się, że Mariusz Wlazły po siedemnastu latach opuszcza Bełchatów. Pierwsze komentarze brzmią - z jednej strony „ale jak to?”, z drugiej „no, nareszcie”. Kibicom z tej pierwszej opcji pewnie ciężko będzie się przyzwyczaić do występów Mariusza w koszulce innego klubu niż Skra, ale powinno im być z tym nieco łatwiej, bo wszystko wskazuje na to, że ta koszulka dalej będzie w żółto-czarnych barwach. Ja przynajmniej tak stawiam.
Dzisiaj wśród siatkarskich kibiców panują raczej neutralne stosunki, ale kiedyś było trochę inaczej i też trochę inaczej komentowano zmianę barw klubowych.
W historii ligi o kilku transferach mówiło się głośno i długo, ot choćby o przejściu w jednym sezonie do Skry Bełchatów trójki częstochowskich siatkarzy - Andrzeja Stelmacha, Krzysztofa Ignaczaka i Michała Winiarskiego, transferu Pawła Papke z AZS-u Olsztyn do Resovii Rzeszów, czy Roberta Szczerbaniuka z Zaksy Kędzierzyn Koźle do Częstochowy. Kto pamięta czasy tak zwanej „świętej wojny” wie o jakim kalibrze transferowym tu mowa.
Przed nowym sezonem będziemy świadkami kilku ciekawych ruchów, o których przekonamy się pod koniec kwietnia, albo na początku maja, ale co by się nie wydarzyło, to tych starych czasów mimo wszystko trochę brakuje.
Marek Magiera
Comments