2011-06-20
Siatkówka plażowa. W skali globalnej to sport niszowy, którym interesują się tylko pewne środowiska. I nie zmienia tego nawet fakt, że popularna u nas „plażówka” jest sportem olimpijskim. Dla amatorów, którzy nie mieli możliwości, ani okazji „polizania” zawodowej gry, odbijanie piłki na piasku jest znakomitą formą aktywności, a przy okazji fantastyczną zabawą. Sam też lubię wyjść na piasek i trochę poodbijać, czasami nawet z sukcesami. Dwa lata temu w Rzeszowie przy okazji kobiecego Grand Prix wspólnie z moim przyjacielem Jackiem Kasprzykiem, dyrektorem PlusLigi Kobiet, zagraliśmy w turnieju dziennikarzy „Plaża Cup 2009” i ten turniej… wygraliśmy!
Do „plażówki” mam słabość od kilkunastu lat, kiedy naocznie miałem przyjemność obserwować proces rozwoju tej dyscypliny w Polsce. Pamiętam pierwsze krajowe turnieje, pamiętam pierwszą poważną imprezę organizowaną w Starych Jabłonkach, czyli Mistrzostwa Europy do 23 lat. Pamiętam Daniela Plińskiego, który tak mniej więcej dziesięć lat temu bił się z myślami, co robić. Czy postawić na piasek, czy kontynuować karierę w hali, bo jednego z drugim – na zawodowym poziomie – pogodzić nie sposób. Daniel ostatecznie wybrał halę, co wyszło z pożytkiem nam wszystkim i zaowocowało wieloma sukcesami, w tym złotym medalem Mistrzostw Europy 2009.
Trochę później przed podobnym dylematem stanął Grzegorz Fijałek. Popularny „Fifi” zapowiadał się na całkiem solidnego rozgrywającego, ale ostatecznie zrezygnował z hali na rzecz „plażówki”. I jego wybór też okazał się przysłowiowym strzałem w dziesiątkę. Na zakończonych w niedzielę mistrzostwach świata w Rzymie, wspólnie z Mariuszem Prudlem zakończył turniej w ósemce najlepszych par. To największy sukces w historii plażowej piłki siatkowej w naszym kraju! I coś mi się zdaje, że nie ostatni.
Grzegorz z Mariuszem udowadniają wszystkim, że można! Trzeba spełnić jednak kilka warunków. Po pierwsze trzeba być konsekwentnym, po drugie cierpliwym, wreszcie po trzecie i chyba najważniejsze. To co się robi nie może być tylko pracą, ale sposobem na życie, czyli mówiąc wprost – pasją. Obaj siatkarze te cechy mają. Podczas Gali Złotych Plusów wybrani zostali najlepszą drużyną siatkarzy plażowych w kraju. Kiedy rozmawiałem z nimi przed kamerami Polsatu Sport biła od nich niebywała skromność, ale też duże przeświadczenie sportowej wartości. U obu pojawił się też błysk w oku, kiedy zapytałem o największe sportowe marzenie. Zgodnie odpowiedzieli, że jest nim wyjazd na Igrzyska Olimpijskie do Londynu.
Grzegorzowi i Mariuszowi z całego serca życzę, aby nie tylko pojechali na Igrzyska, ale zagrali tam równie dobrze jak na zakończonych w niedzielę mistrzostwach w Rzymie. I życzę im, a także nam kibicom, jeszcze jednego. Aby w ostatnim tygodniu lipca podczas Grand Slamu w Starych Jabłonkach wdrapali się na podium tej imprezy. Już raz w karierze ta sztuka im się udała, ale było to daleko od granic naszego kraju. Stanąć na podium w Polsce przed znakomitą polską publicznością, to by było dopiero coś!
I na koniec słówko o siatkarzach halowych, czyli naszej reprezentacji, która wraca po trzech tygodniach do kraju na mecze z Portoryko i Brazylią. Warto było wstawać w środku nocy, aby zobaczyć jak zespół Andrei Anastaziego pięknie walczy z Amerykanami, było nie było mistrzami olimpijskimi. Pierwszy, wygrany mecz 3:0 był czymś, co pamięta się latami. Drugi, choć przegrany 1:3, dał znakomity materiał do analizy przed finałowym turniejem Ligi Światowej. A ten zbliża się wielkimi krokami i myślę, że – po tym co zobaczyliśmy dotąd w fazie interkontynentalnej LŚ – każdy kto kocha siatkówkę już nie może doczekać się tej imprezy. To będzie wspaniały, pięciodniowy festiwal volleya na najwyższym z możliwych poziomów. W dodatku na żywo, co dla pasjonatów dyscypliny jest niezwykle ważne, bo jak mawia trener naszych „plażowiczów” Sławomir Robert – dzień bez siatkówki, to dzień stracony…
Marek Magiera
Comments