2020-01-27
Miałem napisać dzisiaj o czymś innym, więcej - miałem praktycznie gotowy tekst, aż wczoraj wieczorem gruchnęła wiadomość, że w katastrofie śmigłowca zginął Kobe Bryant.
Nigdy nie byłem, nie jestem i nigdy nie będę wielkim fanem koszykówki, ale oczywiście wiem kim był Kobe nie tylko dla dyscypliny, którą reprezentował, ale w ogóle dla świata sportu. Nie chcę wnikać, czy był najlepszy w historii, bo sam wychowałem się na Michaelu Jordanie i trudno mi ich w sensowny sposób porównać, ot po prostu - obaj byli koszykarsko wybitni i wielcy, zresztą nie o to tu chodzi.
Wiem co dzisiaj czują wszyscy ci, którzy byli fanami talentu Kobe Bryanta.
Wiem co dzisiaj czują wszyscy ci, którzy z nim się znali. Wiem, co czują zwykli kibice kochający sport, a koszykówkę w szczególności. Wiem, bo w takich chwilach jak ta, przypomina mi się data 16 września 2005 roku i wiadomość o tragicznej śmierci w wypadku samochodowym Arkadiusza Gołasia. Wiem, co sam wtedy przeżywałem, co przeżywało wówczas wielu z Was. Różnica polega tylko na tym, że z Arkiem znałem się doskonale, a z Kobe tylko z telewizyjnych informacji.
Obok takich historii nie da się przejść obojętnie. Po prostu się nie da. Są to historie niewyobrażalne, ktoś może powiedzieć, że są to historie, których można było uniknąć. Może i tak, ale z drugiej strony, czym byłoby życie bez pragnień, marzeń, realizacji swoich pasji. Gdzieś przeczytałem, że Kobe uwielbiał latać. Arek - tego feralnego dnia, 15 lat temu - ruszył w podróż za swoimi największymi marzeniami...
Marek Magiera
Comments