top of page

kulaga-magiera

k r e u j e m y   s p o r t o w e   e m o c j e

  • Zdjęcie autoraMarek Magiera

Spodek wzruszeń

2017-05-22


Lata lecą, ale jeśli chodzi o Spodek i Katowice, to nic się nie zmienia. To po prostu dla naszej siatkówki magiczne miejsce i kropka. Kiedyś powiedziałem, że wszystkie najważniejsze wydarzenia z udziałem naszej reprezentacji powinny się odbywać właśnie tam, w tej cudownej hali, w Spodku. Przy tych wszystkich fantastycznych ludziach na trybunach, którzy emanują tak pozytywną energią, że nic, dosłownie nic nie jest w stanie zepsuć znakomitego nastroju i świetnego samopoczucia.

W sobotę w Spodku rozegraliśmy towarzyski mecz z reprezentacją Iranu, który był pożegnalnym występem Krzyśka Ignaczaka w przepięknej karierze i oficjalnym debiutem w roli selekcjonera, pana trenera Ferdinando de Giorgi. I najpierw słowo o "Fefe" i jego reprezentacji.

Trzeba sobie otwarcie powiedzieć, że debiut wypadł więcej niż obiecująco, a drużyna zagrała zdecydowanie lepiej niż można było się tego spodziewać. Kadrowicze są ze sobą raptem kilkanaście dni, a do prasy już przedostały się informacje, że na zgrupowaniu w Spale lekko nie jest, a zajęcia trwają nawet po cztery i pół godziny. Przyznaję uczciwie, że filozofia trenera naszej reprezentacji i szeroko pojęty etos pracy bardzo mi się podoba, co potwierdzają słowa szkoleniowca z konferencji prasowej, że czas trwania zajęć jest pojęciem względnym, bo tak naprawdę nie ma większego znaczenia, czy pracuje się długo, tylko czy pracuje się dobrze. Ot, i cała prawda, która ma jeszcze jeden wymiar. Mianowicie, jeśli nasz zespół będzie wygrywał, tak jak w sobotę z Iranem, to nikt, absolutnie nikt, piszę te słowa w kontekście patrzenia na kadrę przez pryzmat zawodników, nie będzie narzekał na fakt, że spędził w sali treningowej ileś tam godzin. I jeszcze jedno. Cieszę się, że Ferdinando de Giorgi podziękował na swoim Twitterze kibicom za wspaniałą atmosferę na meczu i doping. Jednym wpisem dał do zrozumienia, że jest zafascynowany pracą z naszą reprezentacją, a to daje nam gwarancje, że facet rzeczywiście zrobi wszystko, aby wygrać co tylko się da. I brawo! Trzymam kciuki!

Co do poszczególnych graczy, to dziś tylko jedna fachowa uwaga i to króciutka. Lemański! Jest talenciak...

Teraz o "Igle" z którym znam się przysłowiowych sto lat i trochę lepiej, niż z innymi wielkimi z mojej bajki. Wszystko dlatego, że spędziliśmy ze sobą fajne lata w Częstochowie, mieszkaliśmy niedaleko siebie, dobrze znają się nasze małżonki, Magda i Iwona, a nasze dzieci, mój Maciek i Sebastian Krzyśka przez długi czas chodzili razem do jednej grupy na dodatkowe lekcje języka angielskiego. I podczas tych lekcji, kiedy ja mogłem, i "Igła" też mógł, woziliśmy chłopaków na te lekcje, a sami mieliśmy czas, żeby pogadać, niekoniecznie o siatkówce, bo wspólnych tematów z tak zwanych innych dziedzin nam nie brakowało. Zresztą nie mogło ich brakować, bo "Igła" to człowiek o szerokich horyzontach i mający bardzo ciekawe, czasami wręcz oryginalne, spojrzenie na świat. I za to, jak mawia młodzież, szacun.

Szacun też za samą karierę, bo była ona długa, obfitująca w sukcesy, ale czasami też trudna. Ja zapamiętałem z niej szczególnie rok 2006 i decyzję Raula Lozano, że do Japonii na mistrzostwa świata zabiera Piotrka Gacka, a nie Krzyśka. Na stu sportowców, myślę, że tak z dziewięćdziesięciu, obraziłoby się na cały świat, trenera chciałoby rozszarpać, rzucić wszystko w diabły, ale... nie, nie on, to nie w jego stylu. Wtedy pokazał charakter prawdziwego sportowca, walczaka. Zacisnął zęby i mimo ogromnego, tu powinienem użyć mocnego wulgarnego słowa zaczynającego się od liter "w" i "k", wziął się jeszcze mocniej do roboty i życie pięknie mu odpłaciło złotymi medalami najważniejszych imprez, w tym legendarnym złotem z 2014 roku.

Dzisiaj cieszę się, że Krzysiek pracuje u nas w Polsacie Sport, Państwo też na tym skorzystają, bo jestem przekonany, że podczas wspólnie komentowanych meczów znajdziemy też czas, aby kilka ciekawych historii z tych ostatnich dwudziestu paru lat sobie przypomnieć i opowiedzieć je na antenie. W tym momencie nie pozostaje nic innego jak tylko podziękować Ci Krzysztofie drogi, za te 321 gier w narodowych barwach. Jak to powiedziałeś? Trzy, dwa, jeden i... koniec, a może... początek.

Bez zbędnych słów. Dzięki Igła!

Przed meczem z Iranem w hotelu pogadałem sobie trochę z Miśkiem Kubiakiem o jego japońskiej przygodzie, ale o tym innym razem.

Na koniec trochę prywaty i podziękowania dla Mirka, Sławka, Edyty, ostatniego stolika z tarasu przed Spodkiem z kolegą księgowym na czele, Jacka, drugiego Jacka, Mariusza, Grześka (Kułagi oczywiście), moich friendów z Polsatu - Marty, Bożenki, Marcina, Wojtka i Adriana, Kadzia i Siódyma - za świetny wieczór. Osobne podziękowania dla Igły i Iwonki oraz seniora Ignaczaka. I dla Waldka Wspaniałego! Wy już tam wszyscy wiecie za co!

Tytuł MVP imprezy trafia w ręce Krzyśka Wanio! "Wujo", w dniu zbliżających się kolejnych Twoich okrągłych urodzin życzę Ci, żebyś w takiej formie jak w sobotni wieczór był przynajmniej jeszcze jakieś dwadzieścia pięć lat. Albo nawet dwadzieścia osiem ;) Pozdrowienia dla wszystkich.


Marek Magiera

Comments


bottom of page