2016-08-15
Od czego by tu zacząć? Dwa tygodnie laby zrobiły swoje i dość mocno mnie rozleniwiły, ale cóż robić, trzeba wracać do rzeczywistości. Celowo nie napisałem "szarej" bo ona - ta rzeczywistość - w czasie Igrzysk Olimpijskich wcale taka nie jest. Przynajmniej dla mnie.
Natomiast przyznam szczerze, że wśród moich współtowarzyszy dwutygodniowej eskapady do Grecji, konkretnie na Kretę, nie zauważyłem jakiegoś szczególnego podniecenia tą imprezą. W hotelowym barze, gdzie był zainstalowany ogromny telewizor, relacje greckiej TV z aren w Rio cieszyły się niewielką popularnością, wyjątkiem - nie wiem dlaczego - był mecz koszykarzy Brazylii i Argentyny wygrany ostatecznie przez tych drugich po dwóch dogrywkach. Od drugiej kwarty wszyscy bez wyjątku kibicowali Argentynie, bo to co wyprawiali w tym meczu sędziowie sprzyjając gospodarzom było czasami wręcz żenujące. I tak wpatrując się w telewizor pomyślałem sobie jak to dobrze, że w siatkówce jest ten czelendż, bo grając w ćwierćfinale przeciwko Brazylii może się wyjątkowo przydać każdej drużynie, która z Brazylią będzie się mierzyć - pod warunkiem oczywiście, że Brazylijczycy wyjdą z grupy. Kto by pomyślał, co?
My ćwierćfinał mamy i brawo, ale zabawa zaczyna się właśnie teraz, konkretnie w środę. Nie wiem z kim zagramy, ale nie ma to znaczenia. Pewnie, że teoretycznie łatwiej ograć Kanadę, niż wspomnianą Brazylię, to oczywiste. Pamiętajmy jednak, że to mecz z gatunku tych typowo turniejowych, który trzeba wygrać. Po prostu, nie ważne jak, ale wygrać! Nic innego nie będzie miało znaczenia. Trzeba grać na wynik, bo to wynik będzie najważniejszy. Ameryki nikt tutaj nie odkryje. Cztery lata temu w Londynie odpadliśmy z Rosją grając źle i słabo. Osiem lat temu w Pekinie z Włochami graliśmy dobrze i ładnie, ale też odpadliśmy, bo... przegraliśmy. To będzie sądna środa dla naszej drużyny.
Dotychczasowe mecze przyniosły dużo emocji i dobrze. Myślę, że niewielu sympatyków siatkówki spodziewało się, że tak gorąco będzie już w czasie grupowych eliminacji. I na boisku i poza nim. Po meczu z Iranem na portalach społecznościowych wręcz zawrzało. Od części kibiców oberwało się Michałowi Kubiakowi i Bartkowi Kurkowi za prowokacyjne zachowanie i nieprzyjazne gesty w stosunku do rywali, część kibiców broniła takiego zachowania uważając, że prowokacja, to też element gry. To jest w ogóle ciekawy temat, na jakąś szerszą analizę, może nawet jakąś pracę magisterską, na pewno nie na krótki felieton. Ale warto się zastanowić skąd się w ogóle takie zachowania biorą...
Podobnie rzecz ma się z zachowaniami po zwycięstwach i porażkach. Ten Niemiec co wygrał z Piotrem Małachowskim zachowywał się na podium co najmniej dziwnie. Dziwnie zachował się też według mnie sam Małachowski, który mimochodem rzucił do kamery po ostatnim swoim rzucie "przepraszam". Za co to "przepraszam"? Za to, że zrobił wszystko, żeby wygrać, ale rywal był lepszy? Za to, że nie strzelał fochów, nie szukał wymówek, spisków i nie wiadomo jeszcze czego, tylko z uniesioną głową pogratulował rywalowi? Drogi Piotrze, znamy się nie od dziś. Docenisz to srebro za jakiś czas. Jesteś wielkim sportowcem i jeszcze większym człowiekiem, a to jest cenniejsze od najcenniejszych medali.
Na koniec w ramach pocztówki z wakacji chciałem jeszcze napisać, że człowiek, który projektował zjeżdżalnie wodną na basenie przy moim hotelu powinien dostać jakąś nagrodę, bo wymyślił sobie, że żeby zjechać i fajnie się pobawić, najpierw trzeba się wdrapać na wysokość trzeciego piętra po krętych schodach. Tych schodów było dokładnie 81. Tak, tak. Policzyłem, bo raz sobie zjechałem. Mój syn Maciej w czasie całego naszego pobytu zjechał paręset razy i za to dla pana projektanta powinna być nagroda, bo ja - mimo szczerych chęci - pewnie w życiu nie namówiłbym go na wakacjach na tak długie spacery.
Marek Magiera
Comments