top of page
  • Zdjęcie autoraMarek Magiera

Równanie z jedną niewiadomą

2011-08-29


Memoriał Huberta Jerzego Wagnera jest imprezą wyjątkową, tak jak wyjątkową postacią był nasz Wielki Trener oraz byli i są nasi Wielcy Mistrzowie. Mimo, iż to impreza stricte towarzyska, jej ranga w świecie rośnie z roku na rok. Sprzyja temu termin rozgrywania zawodów, wszak z reguły, są one ostatnim etapem przygotowań przed docelową imprezą roku. Na Memoriale spotykaliśmy się przed igrzyskami olimpijskimi, mistrzostwami świata, w tym roku, w katowickim „Spodku”, drużyny sprawdzały formę przed mistrzostwami Europy. I jak wypadł ten sprawdzian? Dla naszej reprezentacji – niestety – bardzo średnio.

Przygotowując materiały do studia Polsatu Sport, analizując dotychczasowe turnieje memoriałowe, napisałem felieton, którego myślą przewodnią była teza, że Memoriał Huberta Jerzego Wagnera powinien być najważniejszym turniejem dla reprezentacji Polski w całorocznym cyklu. Dlaczego? Powód jest prosty. Mianowicie zawsze, kiedy nasza reprezentacja wygrywała tę imprezę, później z mistrzowskich zawodów wracała z medalem. Tak było przed pamiętnymi mistrzostwami świata w Japonii, tak też było dwa lata temu przed mistrzostwami Europy w Turcji. Nie chciałbym, aby było to jakieś zaklinanie rzeczywistości, ale kiedy w Memoriale wypadaliśmy tak sobie, to później, tak sobie było też na imprezach mistrzowskich.

W katowickim „Spodku” wypadliśmy, tak jak napisałem nieco wyżej, bardzo średnio, by nie powiedzieć wprost – blado. Mecz z Czechami, przegrany 0:3, był w naszym wykonaniu delikatnie rzecz ujmując słabiutki. Ostatnie spotkanie z Rosją, choć przegrane, momentami nie wyglądało najgorzej. Najwięcej pozytywów przyniosło, także przegrane, spotkanie z Włochami. Ten mecz, wyłączając z niego premierową odsłonę, dla niepoprawnych optymistów może być zalążkiem nadziei na dobry wynik podczas mistrzostw Europy. W tym miejscu wypadałoby jeszcze przypomnieć, że w Czechach i Austrii bronić będziemy złota wywalczonego dwa lata temu w Turcji.

Wracając do domu i słuchając radia natknąłem się na wywiad z naszym libero Krzysztofem Ignaczakiem. W „Kronice Sportowej” na antenie Jedynki, „Igła” zapytany przez reportera, czego możemy spodziewać się na mistrzostwach Europy odpowiedział znamiennym – „sam tego nie wiem”. Ta wypowiedź najdobitniej obrazuje, co też dzieje się w głowach naszych siatkarzy. Na szczęście, i to jest pocieszające, to samo nasi reprezentanci mówili przed Final Eight Ligi Światowej w Gdańsku, zaraz po bolesnych porażkach z Brazylią, nomen omen, też rozegranych w katowickim „Spodku”.

IX Memoriał przeszedł do historii. Jak zwykle impreza była przygotowana perfekcyjnie, w czym zasługa organizatorów na czele z Jerzym Mrozem oraz jego najbliższymi współpracownikami. Chciałbym tu wymienić ich wszystkich, ale zwyczajnie jest to niemożliwe, dlatego pozwolę sobie jedynie na ukłon w stronę Barbary i Luizy Czyrko, które od samego początku robią wszystko, aby zaproszonym gościom nie brakowało przysłowiowego ptasiego mleka.

W przyszłym roku będziemy uczestniczyć w jubileuszowym Memoriale. Na razie jeszcze nie wiadomo, gdzie zostanie on rozegrany, ale już dziś wiadomo, że będzie silnie obsadzony i będzie jeszcze bardziej wyjątkowy, niż te dotychczasowe. Ciekawe, czy zagra w nim Piotr Gruszka, który w meczu z Rosją wystąpił w reprezentacji Polski dokładnie po raz 400. To wyjątkowy wynik, tak jak wyjątkowy jest sam Piotrek, ale o tym jeszcze napiszę w oddzielnym felietonie. W każdym razie, „Grucha” – dzięki za te wszystkie mecze!

Marek Magiera

bottom of page