top of page
  • Zdjęcie autoraMarek Magiera

Pocztówka z wakacji

2012-08-20


Dzisiaj o siatkówce nie napiszę ani słowa. W ogóle o sporcie nie napiszę prawie nic, bo szczęśliwie udało mi się na cały tydzień absolutnie wyłączyć z życia. A może było dokładnie na odwrót? Tydzień temu w poniedziałek, z żoną i synem, spakowaliśmy się w pół godziny i ruszyliśmy w góry, do Bukowiny Tatrzańskiej.

Wiem, że wielu z was może się to wydać dziwne, niektórym niemożliwe, albo przynajmniej nieprawdopodobne, ale w ciągu tygodnia – tak uważam – udało mi się dokonać rzeczy, nie tyle niezwykłej, ale takiej z której naprawdę jestem dumny. Otóż podczas całego pobytu w Bukowinie ani jeden raz nie włączyłem komputera, telewizora i radia, do tego nie kupiłem ani jednej gazety. Wyłączyłem też dzwonek w telefonie i praktycznie w ogóle z niego nie korzystałem, z jednym wyjątkiem, ale tutaj czuje się usprawiedliwiony, bo człowiek, który do mnie zadzwonił, raczej nie robi tego z byle powodu. Dlatego do niego oddzwoniłem…

Ktoś, kto nigdy nie miał okazji absolutnie wyłączyć się z otaczającej go rzeczywistości musi uwierzyć mi na słowo, że to cudowne uczucie… Doszło do tego, że w czwartek, siedząc w jacuzzi na basenie, jednym uchem przysłuchiwałem się nieopatrznie rozmowie dwóch starszych panów, którzy analizowali porażkę piłkarskiej reprezentacji Polski z Estonią. Szczerze przyznam, że w ogóle zapomniałem o tym meczu, ale jak widać, w sumie nic nie straciłem, więcej – jak znam życie i moje emocjonalne zaangażowanie ze wszystkim co polskie i Polskę reprezentuje, pewnie bym się tylko wkurzył. Jestem o tym przekonany, bo kiedy zapytałem jednego z dwóch wspomnianych panów, czy graliśmy w najsilniejszym składzie (sam się zastanawiam teraz, o co ja się w ogóle zapytałem ), w odpowiedzi usłyszałem dość ciekawą konstrukcję słowną zawierająca w sobie dużo… emocji.

Zamiast niepotrzebnych nerwów, książka. Kiedyś dostałem w prezencie na urodziny autobiografię Davida Beckhama i tak nie miałem kiedy jej przeczytać. Okoliczności jej otrzymania były dość dziwne, niemniej jednak jestem przekonany, że były efektem finalnym mojego wykładu na temat wyższości „Becksa” nad większością zawodników grających na jego pozycji. Było to w czasach, kiedy David trafił do Realu Madryt, klubu do którego mam ogromną słabość, ale o tym może kiedy indziej. Do rzeczy… Lubię autobiografie i dziś, po paru latach wiem, że prezent, który wtedy mnie tak bardzo ucieszył okazał się świetnym żartem. Zrozumiałem to już po pierwszych kilkunastu stronach, kiedy to zakochany Beckham jechał na pierwszą randkę z Victorią i pamiętał, że był tak zestresowany, że z nerwów musiał zjeść batonika Lion i popić go Pepsi, którą miał zawsze pod ręką w swoim nowoczesnym BMW. W tym momencie – dla mnie – książka się skończyła. Na szczęście miałem ze sobą drugą. „Boso, ale w ostrogach” Grzesiuka. To jedna z niewielu pozycji do których wracam z ogromnym sentymentem. Jak chcecie wiedzieć dlaczego, koniecznie ją przeczytajcie.

Marek Magiera

Comments


bottom of page