top of page
  • Zdjęcie autoraMarek Magiera

Po raz dziesiąty

2012-07-16


Jak ten czas leci... Pierwszy Memoriał Huberta Jerzego Wagnera pamiętam dokładnie tak, jakby się dopiero co wczoraj zakończył. A tu proszę, pstryk i mamy okrągły jubileusz. Przed nami dziesiąty turniej poświęcony pamięci najwybitniejszego polskiego trenera. Tym razem spotkamy się w Zielonej Górze i znów – w towarzystwie naszych starych mistrzów – powspominamy, to wszystko, co wydarzyło się w ostatnich latach.

Na Memoriał od samego początku patrzę z ogromnym sentymentem i to z kilku powodów. Po pierwsze dlatego, że miałem ogromną przyjemność poznać pana trenera osobiście, kilka razy z nim porozmawiać – oficjalnie i mniej oficjalnie. Po drugie dlatego, że od samego początku, impreza organizowana przez Jerzego Mroza i jego najbliższych współpracowników ma w sobie zupełnie niespotykany gdzie indziej klimat. Przyznam szczerze, że bałem się, kiedy po pierwszych niezapomnianych edycjach, które odbyły się w Olsztynie, impreza ruszyła w Polskę. Bałem się, że już nie będzie tak samo, jak kiedyś, ale... na szczęście jest. Dzięki Jurkowi, Basi, Luizie i pozostałym. Kiedyś, chyba nawet rok temu, o tym pisałem. Po trzecie, ale niestety, a może „stety”, sam nie wiem, w każdym razie – od ubiegłego roku, to nieaktualne. Memoriał ze względu na osiągane później wyniki przez naszą reprezentację podczas mistrzowskich imprez, stał się nijako wykładnikiem możliwości drużyny na docelowych turniejach. I tak było, aż do ubiegłego roku, kiedy nasi panowie na Memoriale zagrali totalną „kaszanę”, a z ME wrócili z brązowym medalem, który wydarli w ostatnim meczu samej wielkiej Rosji.

Podczas Memoriału Wagnera – przez te ostatnie lata – gościliśmy różnorodne reprezentacje, od tych najlepszych z absolutnego topu, poprzez trochę mniejsze, aż po dopiero co raczkujące w sportowym świecie. To samo było z zawodnikami. Przez imprezę przewinęli się ci, którzy dopiero zaczynali swoje międzynarodowe kariery, ale w zdecydowanej większości były to gwiazdy świecące pełnym blaskiem od kilku dobrych sezonów. W tym roku – podczas Memoriału rozgrywanego po raz pierwszy w Zielonej Górze – zagramy z Argentyną, Iranem i Niemcami. I od razu to napiszę. Do wyników spotkań, ani nawet samej gry – ja osobiście – nie będę przywiązywał żadnej wagi, bo wszystko co dla nas najważniejsze rozpocznie się dokładnie tydzień po zakończeniu tegorocznego Memoriału.

Igrzyska Olimpijskie. Na to czekamy, tym żyjemy, odliczamy dni do pierwszego spotkania, później do następnego, z lubością sięgamy do historycznych dat itd. Nikomu nie muszę tego pisać, bo przecież dzięki ostatnim występom naszej drużyny, nasz apetyt na upragniony medal Igrzysk Olimpijskich jeszcze bardziej urósł. Nawet na medal złoty. Ja mam dokładnie tak samo, ale...

Jak słyszę i widzę, co w ostatnich dniach dzieje się dookoła naszej kadry, to jestem przerażony. Telewizje, które siatkówce nie poświęcają na co dzień w swoich ramówkach ani sekundy, zaczynają nagle przygotowywać programy specjalne poświęcone dyscyplinie i samym siatkarzom. Ktoś wpada na pomysł, aby obecność kadrowiczów w Sulechowie i Zielonej Górze połączyć z jakimś happeningiem i wpuszczać na każdy trening Polaków kibiców. I na koniec hit zasłyszany na zakupach w sklepie, u mnie w Piasecznie, w miniony wtorek – cytuję z pamięci: „Jak tak będą grać na Olimpiadzie, to nie mają prawa nawet seta przegrać”.

Nie będę komentował powyższych zjawisk, bo w tym przypadku musiałbym być wyjątkowo niemiły i do tego jeszcze złośliwy. A nie chcę, naprawdę... Nie teraz, nie w tej chwili...

Marek Magiera Jak ten czas leci... Pierwszy Memoriał Huberta Jerzego Wagnera pamiętam dokładnie tak, jakby się dopiero co wczoraj zakończył. A tu proszę, pstryk i mamy okrągły jubileusz. Przed nami dziesiąty turniej poświęcony pamięci najwybitniejszego polskiego trenera. Tym razem spotkamy się w Zielonej Górze i znów – w towarzystwie naszych starych mistrzów – powspominamy, to wszystko, co wydarzyło się w ostatnich latach.

Na Memoriał od samego początku patrzę z ogromnym sentymentem i to z kilku powodów. Po pierwsze dlatego, że miałem ogromną przyjemność poznać pana trenera osobiście, kilka razy z nim porozmawiać – oficjalnie i mniej oficjalnie. Po drugie dlatego, że od samego początku, impreza organizowana przez Jerzego Mroza i jego najbliższych współpracowników ma w sobie zupełnie niespotykany gdzie indziej klimat. Przyznam szczerze, że bałem się, kiedy po pierwszych niezapomnianych edycjach, które odbyły się w Olsztynie, impreza ruszyła w Polskę. Bałem się, że już nie będzie tak samo, jak kiedyś, ale... na szczęście jest. Dzięki Jurkowi, Basi, Luizie i pozostałym. Kiedyś, chyba nawet rok temu, o tym pisałem. Po trzecie, ale niestety, a może „stety”, sam nie wiem, w każdym razie – od ubiegłego roku, to nieaktualne. Memoriał ze względu na osiągane później wyniki przez naszą reprezentację podczas mistrzowskich imprez, stał się nijako wykładnikiem możliwości drużyny na docelowych turniejach. I tak było, aż do ubiegłego roku, kiedy nasi panowie na Memoriale zagrali totalną „kaszanę”, a z ME wrócili z brązowym medalem, który wydarli w ostatnim meczu samej wielkiej Rosji.

Podczas Memoriału Wagnera – przez te ostatnie lata – gościliśmy różnorodne reprezentacje, od tych najlepszych z absolutnego topu, poprzez trochę mniejsze, aż po dopiero co raczkujące w sportowym świecie. To samo było z zawodnikami. Przez imprezę przewinęli się ci, którzy dopiero zaczynali swoje międzynarodowe kariery, ale w zdecydowanej większości były to gwiazdy świecące pełnym blaskiem od kilku dobrych sezonów. W tym roku – podczas Memoriału rozgrywanego po raz pierwszy w Zielonej Górze – zagramy z Argentyną, Iranem i Niemcami. I od razu to napiszę. Do wyników spotkań, ani nawet samej gry – ja osobiście – nie będę przywiązywał żadnej wagi, bo wszystko co dla nas najważniejsze rozpocznie się dokładnie tydzień po zakończeniu tegorocznego Memoriału.

Igrzyska Olimpijskie. Na to czekamy, tym żyjemy, odliczamy dni do pierwszego spotkania, później do następnego, z lubością sięgamy do historycznych dat itd. Nikomu nie muszę tego pisać, bo przecież dzięki ostatnim występom naszej drużyny, nasz apetyt na upragniony medal Igrzysk Olimpijskich jeszcze bardziej urósł. Nawet na medal złoty. Ja mam dokładnie tak samo, ale...

Jak słyszę i widzę, co w ostatnich dniach dzieje się dookoła naszej kadry, to jestem przerażony. Telewizje, które siatkówce nie poświęcają na co dzień w swoich ramówkach ani sekundy, zaczynają nagle przygotowywać programy specjalne poświęcone dyscyplinie i samym siatkarzom. Ktoś wpada na pomysł, aby obecność kadrowiczów w Sulechowie i Zielonej Górze połączyć z jakimś happeningiem i wpuszczać na każdy trening Polaków kibiców. I na koniec hit zasłyszany na zakupach w sklepie, u mnie w Piasecznie, w miniony wtorek – cytuję z pamięci: „Jak tak będą grać na Olimpiadzie, to nie mają prawa nawet seta przegrać”.

Nie będę komentował powyższych zjawisk, bo w tym przypadku musiałbym być wyjątkowo niemiły i do tego jeszcze złośliwy. A nie chcę, naprawdę... Nie teraz, nie w tej chwili...

Marek Magiera

Comments


bottom of page