2013-09-23
Jutro gramy z Bułgarią. Nie ma się co czarować, ale ten mecz nasi siatkarze muszą – podkreślam – MUSZĄ potraktować jak finał Mistrzostw Europy. Jeżeli wygramy, to w kolejnym finale, tak – FINALE – zagramy w środę z Niemcami. Jeżeli wygramy i ten mecz, spokojnie będziemy mogli pojechać na półfinał do Kopenhagi.
Dwa lata temu w Ergo Arenie „wszyscy byliśmy Bułgarami”, kiedy reprezentacja tego kraju mierzyła się z Włochami i musiała wygrać, abyśmy pozostali w turnieju i mieli szanse na medal Ligi Światowej. Po tamtym meczu napisałem, że Bułgarzy w życiu nie grali przy takim dopingu i w życiu przy takim już nie zagrają. Wtedy nie wiedziałem, że dwa lata później będziemy z nimi grać w ME – o być albo nie być w tym turnieju.
Nie chcę na razie oceniać naszej drużyny, bo turniej trwa, a wiadomo przecież, że tutaj nie chodzi o pojedyncze mecze, tylko o wynik końcowy. Na razie napiszę tylko, że szału nie ma. Oglądając mecze biało-czerwonych zastanawiam się czasami, co też kotłuje się w głowie Andrei Anastasiego, który aż do wczorajszego wieczora do złudzenia przypominał mi… Franciszka Smudę podczas EURO 2012. Pamiętacie to jeszcze? Panie Franku, co tam u Pana? – Ano nic, bez zmian. To samo można by przecież powiedzieć o Anastasim.
Muszę słowo napisać o presji. Jest to słowo, które pojawia się zawsze i odmieniane jest przez wszystkie przypadki przez dziennikarzy, kibiców i samych zawodników po każdym spotkaniu. Wiem, że się powtarzam, ale tegoroczne Euro, przy przyszłorocznych Mistrzostwach Świata – wierzcie, albo nie – to prawdziwy „lajcik”. Co to jest presja – wszyscy przekonają się dopiero za rok.
O kibicach i atmosferze nic nie będę pisał, bo wiadomo jak jest… Najlepsi na świecie i koniec! Zresztą to nie tylko moje zdanie, popytajcie zagranicznych zawodników, trenerów, dziennikarzy.
Z jednostkami krytykującymi to wszystko, co dzieje się na meczach reprezentacyjnych siatkarzy nie będę dyskutował, bo wiem, że ich i tak nie przekonam do swoich racji, ponadto po piętnastu latach pracy z mikrofonem w hali przyzwyczaiłem się już do dużo gorszych rzeczy. Nawet jak ktoś mi napiszę na twitterze, że jestem „kaowcem”, albo „wodzirejem z wiejskiego wesela” nie robi to na mnie żadnego wrażenia. Jak chcecie sobie pisać, to piszcie. Wszystkie takie twitty zapiszę sobie do „ulubionych”.
Marek Magiera
Коментарі