top of page
  • Zdjęcie autoraMarek Magiera

Piękny czterdziestoletni

2011-06-27


Za nami mecze naszych siatkarzy z Portoryko w Płocku. W tym mieście Liga światowa zagościła po raz pierwszy. Debiut należy uznać za udany, bo po pierwsze obydwa mecze wygraliśmy, po drugie – naszą narodową drużynę wspierał w hali prawie komplet publiczności. Przed naszą drużyną teraz starcia z wielką Brazylią w katowickim „Spodku” – miejscu szczególnym nie tylko dla naszej siatkówki, ale w ogóle dla całego polskiego sportu.

„Spodek” to obiekt z duszą. W tym magicznym kręgu swój wielki sukces odniosła Grażyna Rabsztyn, która wywalczyła złoty medal halowych mistrzostw Europy w lekkiej atletyce, wygrywając finałowy bieg na 60 metrów przez płotki. Nasza sprinterka pozostawiła w pokonanym polu niesamowitą jak na ówczesne czasy, reprezentantkę NRD – Annelie Erhard. Było to dokładnie 36 lat temu, w 1975 roku.

W latach 70-tych największym echem odbiło się jednak zwycięstwo polskich hokeistów nad reprezentacją Związku Radzieckiego. Wiesław Jobczyk i spółka strzelili rywalom sześć goli tracąc tylko cztery. Na wspomnienie tego wydarzenia ludzie, którzy do dziś pracują w „Spodku” dostają wypieków na twarzy. Dla nich to była przygoda życia i historia, której nie da opisać się słowami. No ale to zrozumieją tylko ci, którzy mieli wątpliwą przyjemność przeżywać swoje najlepsze lata w starym systemie, w tamtych czasach. To był 1976 rok.  Młodsi kibice tych wydarzeń pewnie nie pamiętają, mogą je co najwyżej znać z opowieści, bądź też archiwalnych przekazów telewizyjnych. Dlatego warto je przypomnieć, tak samo zresztą jak niespodziewany triumf naszych koszykarek, które w 1999 roku wywalczyły tytuł mistrzyń Europy. Finał oczywiście rozegrano w Katowicach.

Tak jak trudno sobie wyobrazić jakikolwiek obrazek z Katowic bez „Spodka” w tle, tak trudno wyobrazić sobie „Spodek” bez siatkówki. Dla wszystkich kibiców, którzy odwiedzają nasze hale sportowe „Spodek” jest prawdziwą mekką. Ciekaw jestem, czy ten tekst czyta ktoś, kto był i pamięta pierwsze mecze Ligi Światowej w Katowicach z Brazylią w 1998 roku, kiedy trybuny hali wypełnione były w 1/3, a kibiców wyposażonych w nasze barwy narodowe można było policzyć na palcach, no może nie jednej, ale dwóch rąk? Albo następny rok, gdzie ludzi było trochę więcej, a Rosjanie rozprawili się z naszym zespołem w przysłowiową godzinę z prysznicem?

Meczów w „Spodku” było naprawdę dużo. Ja pamiętam wszystkie! Od finałowych turniejów LŚ w 2001 i w 2007 roku, poprzez eliminacje grupowe w poszczególnych sezonach. Od dramatycznych porażek z Francuzami, poprzez rozrywkowe granie z Chinami, czy Japonią, aż po wielkie wygrane z Brazylią przed dziewięcioma laty.

Co jeszcze pamiętam ze „Spodka”? Rewanż naszych „Złotek” z Włoszkami za finał ME 2003 i debiut 15-letniej wówczas Bereniki Okuniewskiej, a także rozgrywany w niepowtarzalnej atmosferze Memoriał Agaty Mróz. Z imprez poza siatkarskich doskonale pamiętam mecz gwiazd hokeja zorganizowany przez Mariusza Czerkawskiego z udziałem wybitnych postaci zawodowej ligi NHL oraz kilka naprawdę świetnych gal bokserskich.

„Spodek” z wyglądu się zmienia. Po liftingu, zamontowaniu klimatyzacji, nowoczesnego nagłośnienia i super nowoczesnych ekranów diodowych w niczym nie ustępuje młodszym i większym halom w Gdańsku, czy Łodzi. Co więcej! Ma nad nimi ogromną przewagę pisaną kartami historii, dzięki której możemy mówić wręcz o magii. Jedno, co w „Spodku” na pewno nigdy się nie zmieni, to atmosfera. Magiczna i wyjątkowa. To miejsce ma w sobie to niezdefiniowane „coś”, co powoduje, że chce się tam wracać, aby znów doznać  niezapomnianych przeżyć i wrażeń.

W tym roku Spodek skończył 40 lat, a jak mawiają mądrzy ludzie – prawdziwe życie rozpoczyna się po 40-stce.

Marek Magiera

bottom of page