top of page
Zdjęcie autoraMarek Magiera

Oświadczyny

2016-02-16


Cały ubiegły tydzień spędziłem z żoną i dzieckiem w Bukowinie Tatrzańskiej. Lubię to miejsce, bo niezależnie od tego, czy zimą śnieg jest, czy go nie ma, i tak jest co robić. W tym roku postawiłem na spacery po górach i nie przeszkodził mi w nich ani wiatr, ani deszcz, ani śnieg, ani deszcz ze śniegiem. Było super. Odpocząłem.


Tydzień w zupełności wystarczy, żeby się zresetować. Z powrotem do Piaseczna też nie było kłopotów, bo nie czekaliśmy do ostatniej chwili, zresztą chciałem koniecznie zdążyć na mecz mojej ulubionej piłkarskiej drużyny, wszak w miniony weekend piłkarze naszej Ekstraklasy wznowili rozgrywki.

No i podczas tego meczu, a konkretnie w przerwie, jeden z kibiców oświadczył się swojej partnerce, i że się tak wyrażę – został przyjęty. Przy owacji publiczności, w tym kolegów z takiego dużego sektora za bramką, którzy zaintonowali jakąś pieśń, niestety nie dosłyszałem końcówki, w każdym razie zaczynało się tak: „Walentynki się udały, pozazdrościć…” – no i właśnie coś tam było dalej, nie wiem co, ale chyba śmiesznego, bo wszyscy wokoło nagle zaczęli się śmiać. W drodze do domu zastanawiałem się, co też może się rymować ze słowem „udały” i żeby pasowało przy okazji z „pozazdrościć”, ale temat wyraźnie mnie przerósł.

Walentynki. Jakoś nigdy mnie ten dzień wyjątkowo nie ruszał. Sam pomysł obchodzenia dnia zakochanych z samego założenia jest może i fajny, ale czy to coś w naszym życiu zmienia? Niech każdy spróbuje sobie sam odpowiedzieć na to pytanie. Bo jak się jest zakochanym na co dzień, to czy to 14 lutego, czy 20 kwietnia, czy 6 września, nasze samopoczucie będzie zawsze rewelacyjne.

Osobiście żałuję, że w tym dniu pośród czułości i wszelkiej maści serduszek w programach telewizyjnych nie może się przebić inna dość ważna myślę informacja, mianowicie, że 14 lutego obchodzimy rocznicę powołania do życia Armii Krajowej, ale to już temat na szersze opracowanie, a nie tylko cotygodniowy wpis na blogu.

Dobra, wracam jeszcze na chwilę do tych zaręczyn na stadionie, bo mnie ten temat zaczął nurtować z dwóch powodów. Po pierwsze, podziwiam tych chłopaków, że decydują się na taki sposób wyznania miłości swoim partnerkom, bo zawsze istnieje ryzyko… odmowy. I co wtedy?

Na siatkarskich meczach zdarzyło mi się celebrować z mikrofonem w ręku kilka oświadczyn i ciekaw jestem, czy wszystkie zakończyły się tak szczęśliwymi związkami jak te, które mam przyjemność znać, czy śledzić dzięki portalom społecznościowym. Nie chcę szukać na siłę w pamięci, ile tych oświadczyn było (do jednych mimo zapowiedzi nie doszło, po prostu w Legionowie, podczas towarzyskiego meczu Polska Czechy w 2011 roku, gość wymiękł, przyszedł i przeprosił, że jednak nie da rady tak publicznie…), ale trochę się uzbierało i z tego co pamiętam wszystkie zakończyły się wypowiedzeniem sakramentalnego „tak”. Tak było podczas Mistrzostw Europy dziewczyn w 2009 roku, tak było podczas Memoriału Huberta Jerzego Wagnera w Zielonej Górze (pamiętam jak się gościowi ręce trzęsły kiedy próbował otworzyć pudełeczko z pierścionkiem), tak było podczas paru innych imprez. Ciekawe, czy te związki przetrwały i czy trwają. Jeżeli coś na ten temat wiecie, to piszcie, bardzo proszę.

Dwa na pewno trwają i mają się dobrze. Chodzi o Agnieszkę, cherleaderkę z „Flexów”, która po którymś z meczów reprezentacji Polski w Ergo Arenie powiedziała „tak” Wojtkowi i o Żelka Żyżyńskiego, dziennikarza Canal Plus oraz oficera prasowego Skry Bełchatów, który parę lat temu postanowił się oświadczyć swojej wybrance w Atlas Arenie na meczu Ligi Mistrzów.

O proszę. Ja tu piszę o związkach, a tu mi w radio pani mówi, że dzisiaj obchodzimy dzień singla. Takie życie.

Na koniec słowo o ciekawej akcji o której podczas finałowego turnieju o Puchar Polski powiedziała mi Kasia Porębska, którą pozdrawiam i zgodnie z obietnicą zachęcam do zapoznania się ze szczegółami. TUTAJ LINK.

No to co. Teraz trzymamy kciuki za Lotos i Skrę oraz pomyślne rewanże Atomu, Chemika i Impelu. Łatwo nie będzie, ale jak to mówią mądrzy ludzie – trzeba wierzyć.


Marek Magiera

Comments


bottom of page