top of page
  • Zdjęcie autoraMarek Magiera

Na miarę możliwości…

2011-10-03


Kiedy piszę te słowa jest dokładnie godzina 12.00. Właśnie dzisiaj, o tej porze reprezentacja Polski siatkarek miała wsiadać do czarterowego samolotu relacji Belgrad – Warszawa. To miał być triumfalny powrót z Mistrzostw Europy, które wczoraj zakończyły się w Serbii. Później miało być huczne powitanie na lotnisku „Okęcie”, we wtorek śniadanie z premierem, a w środę okolicznościowe wizyty w zakładach pracy. Niestety… Plan runął w miniony czwartek. Dostaliśmy lanie od Serbek, które później w wielkim stylu sięgnęły po tytuł najlepszego zespołu na Starym Kontynencie.

Moim zdaniem wynik jaki uzyskała nasza reprezentacja w ME jest adekwatny do aktualnych możliwości drużyny. Wprawdzie oczekiwania nas, jak i samych zawodniczek były większe, niemniej jednak piąte miejsce wstydu nie przynosi, podobnie jak ćwierćfinałowa porażka z Serbią. Wczoraj, kiedy miałem przyjemność komentować finał Serbia – Niemcy w Polsacie Sport, w trafnej ocenie sytuacji utwierdził mnie Wojciech Drzyzga, który powiedział wprost, że w tym składzie personalnym więcej ugrać nie mogliśmy. Co więcej, przyznał nawet, że osobiście obawiał się gorszego wyniku.

W zasadzie nie powinienem tego pisać, bo w czwartkowy wieczór w hotelu „Mladost” w Belgradzie zupełnie prywatnie, w towarzystwie Jacka Grabowskiego, dyskutowaliśmy z trenerami kadry, Alojzym Świderkiem i jego asystentem Wiesławem Popikiem. Od razu zaznaczam, że nie była to typowa dyskusja z gatunku „Polaków nocne rozmowy”. Poruszyliśmy temat personaliów, systemu szkolenia, transferów siatkarek w PlusLidze i w ogóle naszych rodzimych rozgrywek. Była to rozmowa długa i rzeczowa, każdy miał prawo wyrazić swoje zdanie. W większości przypadków nasze opinie były zbieżne, ale były też i takie, kiedy różniliśmy się wyraźnie.

Zarówno trenerzy kadry, a także my, z Jackiem, z jednym zgodziliśmy się w stu procentach. Otóż wszyscy bez wyjątku chcielibyśmy dożyć takich czasów, aby w naszej reprezentacji, tak żeńskiej jak i męskiej, grali naprawdę najlepsi, wszyscy ci, których trener chce mieć do dyspozycji. Żeby biało-czerwona koszulka, przysłowiowy „orzełek na piersi” były najważniejszą rzeczą na świecie w ich sportowym, zawodowym życiu. Mówiąc wprost – żeby na boisku chcieli „umierać” za nasze barwy narodowe. Tak jak Serbki, i tak jak wcześniej na ME panów, Serbowie. Marek Magiera

bottom of page