top of page
  • Zdjęcie autoraMarek Magiera

Miasto moje, a w nim... czerwcówka

2015-06-08


Nie będę ukrywał, że lekko się zdziwiłem, kiedy dowiedziałem się, że Liga Światowa w tym roku zagości w Częstochowie. Dzisiaj jestem z tego faktu bardzo zadowolony. Hala i kibice spisali się na medal, to samo siatkarze, generalnie był to znakomity weekend nazwany przez jednego z radiowców – dowiedziałem się o tym jadąc samochodem – czerwcówką.


O meczach nie będę pisał, o systemie „czelendż” i awanturach Irańczyków oraz ich trenera Slobodana Kovaca związanych z „czelendżem” też nie. O Częstochowie też pisał nie będę, bo znam ją jak własną kieszeń, było nie było spędziłem w niej 30 lat swojego życia, tam się urodziłem i jako jeden z nielicznych wyjeżdżających po meczu z hali nie stałem w… korku, bo znam tam dwie znakomite „przecinki” między blokami za stadionem Włókniarza.  Ale to tak na marginesie.

Przed meczem spotkałem się z Agnieszką, koleżanką z klasy, razem chodziliśmy do ogólniaka. To było nasze drugie spotkanie po latach, bo jakiś czas temu, chyba przed dwoma laty, spotkaliśmy się przypadkiem w Oleśnicy podczas turnieju otwarcia sezonu. Agnieszka uwielbia siatkówkę, a swoją pasją zaraziła córkę z którą była na meczu. Ja byłem ze swoim synem i tak mimochodem rzuciłem do Agnieszki – zobacz, przecież całkiem niedawno, to my byliśmy tacy jak oni. Ogólniaka skończyliśmy ponad dwadzieścia lat temu, czyli szmat czasu, wyobraźcie sobie, że takiego Mateusza Bieńka nie było jeszcze wtedy na świecie, a nam się wydawało rozmawiając ze sobą, że to wszystko działo się przed chwilą, dosłownie wczoraj.

Takich spotkań w Częstochowie miałem więcej. Z jednym Piotrkiem z osiedla na którym się wychowywaliśmy, z drugim Piotrkiem z klubu, z Rakowa, gdzie razem graliśmy w piłkę. Do tego wielu znajomych siatkarskich kibiców z którymi regularnie widywaliśmy się jeszcze w starej hali na Dekabrystów. Z tego powodu też warto było do Częstochowy wpaść.

Na koniec jeszcze tylko słowo o publiczności, bo to jest zjawisko, którego na przestrzeni ostatnich 14 lat (tyle czasu mam przyjemność pracować z mikrofonem w ręku na meczach naszej reprezentacji) nie potrafię w żaden sposób pojąć. Na każdym meczu pytam ludzi zasiadających na trybunach, kto po raz pierwszy w życiu jest na meczu naszej narodowej drużyny i za każdym razem zgłasza się tak 75 procent obecnych. Przyznacie, że to ciekawe, prawda? Tak samo jak fakt, kiedy na pytanie „kto z państwa nie jest z Częstochowy?” na meczu w Częstochowie – zgłasza się 90 procent obecnych. Ostatnio tak samo było na meczu Polska - Rosja w Gdańsku, gdzie ponad 90 procent ludzi obecnych na trybunach nie miało żadnych związków z Gdańskiem, Sopotem i Gdynią.


Marek Magiera

Comments


bottom of page