20217-05-08
Ostatnio dość często zdarzało mi się pisać, że skończyła się pewna epoka. Tak napisałem po zakończeniu kariery przez Gruchę, Gumę, Gata, Winiara, pewnie napiszę też to samo po pożegnaniu Igły. Ale co napisać dzisiaj, kiedy po 30 latach gry w najwyższej klasie rozgrywkowej z hukiem spadł do pierwszej ligi AZS Częstochowa? Że co? Że skończyły się trzy epoki? To i tak byłoby za mało. Znam wielu kibiców tego klubu dla których to po prostu koniec świata!
Żadna to tajemnica, że pochodzę z Częstochowy, żadna to tajemnica, że byłem w jakimś stopniu związany z AZS-em, zawodowo też, żadna to tajemnica, że to tam poznałem mnóstwo fantastycznych ludzi, żadna to tajemnica, że w czasie świętej wojny z Kędzierzynem farbowałam sobie włosy na biało-zielony kolor... Oj, mógłbym tak długo wymieniać i opowiadać jak to było przez tych kilkanaście, czy nawet kilkadziesiąt lat, czy to z mikrofonem w ręku w hali Polonia, czy to podczas wyjazdów po całej Europie na mecze w pucharach. Jestem w takim wieku, że pamiętam jeszcze czasy, kiedy AZS grał w hali Politechniki, po drugiej stronie ulicy, gdzie później powstała hala Polonia. To właśnie tam, w Politechniku, zobaczyłem pierwszy mecz AZS-u na który zabrał mnie mój tata. Miałem wtedy chyba z pięć lat...
Dziwnie się wczoraj czułem komentując ostatni jak się okazało mecz barażowy o prawo gry w PlusLidze AZS-u z Wartą w Zawierciu. Przy stanie 2:0 dla Warty i tak chyba 17:10 w trzecim secie, kiedy Kacper Popik raz po raz słał asy serwisowe zdobywając kolejne punkty dla gospodarzy, zaczęło do mnie na dobre docierać, że to rzeczywiście koniec, absolutny upadek legendy, klubu, który dla wielu pokoleń częstochowian był czymś więcej niż zwykłym siatkarskim klubem.
Nie zamierzam tutaj nikogo obwiniać o to, co się stało, bo to już nic nie zmieni i się nie odstanie. Moje emocje dotyczące AZS-u też nie są już takie jak kiedyś. Nie chciałbym pisać, że w pewnej chwili ten klub stał mi się kompletnie obojętny, bo byłaby to nieprawda, ale od dawna kibicuję pojedynczym zawodnikom i trenerom, którzy porozrzucani są po całej lidze i nie ma dla mnie znaczenia, czy grają dla Bełchatowa, Kędzierzyna, Gdańska, czy Lubina.
Pamiętam jak AZS awansował do pierwszej ligi, kiedy nie było jeszcze PLS-u, ani PlusLigi, w czasach, kiedy nikomu do głowy nie przyszło, że może funkcjonować coś takiego jak telefon komórkowy. Pamiętam pierwsze mistrzostwo Polski. Byłem na meczach z Baildonem w Katowicach, byłem też w Kazimierzu, gdzie decydowały się losy tytułu. Pamiętam kolejne medale, Puchary Polski, mecze w europejskich pucharach. Uzbierało się tego trochę. Sześć mistrzostw, sześć srebrnych medali, cztery medale brązowe, dwa Puchary Polski, jeden Superpuchar, brąz Top Teams Cup, Puchar Challenge...
I to by było na razie tyle. Osobiście mam nadzieję, że AZS za jakiś czas wróci do elity, tak jak wracali swego czasu Czarni Radom, czy Resovia Rzeszów. Mam nadzieję i wierzę głęboko w to, że wróci nie tylko silny, ale przede wszystkim zjednoczony! Że kibice, działacze, trenerzy i zawodnicy znów będą stanowić jedną nierozłączną całość. I że ci ostatni, tak jak ich starsi koledzy przez tych ostatnich dwadzieścia kilka lat będą mieli świadomość, gdzie grają i dla kogo grają. Bo ci, którzy w AZS-ie grali przez ostatnie dwa, trzy lata, z różnych powodów takiej świadomości nie mieli, dlatego skończyli mecz w Zawierciu tak jak skończyli.
Na koniec wielkie gratulacje dla drużyny z Zawiercia i trenera Dominika Kwapisiewicza. Dokonaliście w tym sezonie rzeczy naprawdę wielkiej. Brawo!
Marek Magiera
Comments