2015-11-09
Lubię takie spontaniczne historie, takie bardzo proste, życiowe, domowe, rodzinne. Najpierw błahe pytanie, co zrobimy sobie na kolację? Tradycyjne „coś wymyślę” i chwilę później do pieca wjeżdża najprawdziwsza domowa pizza. A do niej dobre czerwone włoskie wino. Klasyka gatunku.
Tak sobie siedzieliśmy w niedzielny wieczór w domu, kiedy małżonka wzięła do ręki biografię Andrzeja Niemczyka i zapytała, czy już ją przeczytałem. Ostatnio wielu ludzi też mnie o to pytało, dodatkowo starając się dowiedzieć, co o tej książce myślę? No to odpowiadam, przeczytałem – podobnie jak i biografię Pawła Zagumnego – i nic o niej nie myślę. Ani o biografii Niemczyka, ani o biografii Zagumnego. Książki według mnie mają to do siebie, że trzeba je przeczytać, a nie o nich pisać. Z jednej prostej przyczyny – mianowicie moje oczekiwania w stosunku do tych pozycji mogą być zupełnie inne, niż kogoś innego. A moje z pewnością będą inne, bo – w przypadku trenera Niemczyka – wiele z opisanych historii znałem z wcześniejszych opowieści głównego bohatera, z którym mam okazję od jakichś dziesięciu lat regularnie się spotykać przy okazji naszych wspólnych występów na antenie Polsatu Sport.
Abstrahując od wszystkiego, fajnie, że siatkarskie pozycje pojawiają się na rynku. Wiem, że w przygotowaniu są następne. Nad książką pracuje Łukasz Kadziewicz, coś tam słyszałem, że do wydania swojej biografii szykuje się też Krzysiek Ignaczak. Parę osób namawia też mnie, aby opisać to wszystko, co działo się z siatkówką i dookoła niej na przestrzeni ostatnich dwóch dekad. Nie wiem, zastanowię się, bo rzeczywiście byłoby o czym pisać…
Kiedy piszę te słowa, małżonka niemiłosiernie mnie pogania, bo jak zawsze w listopadzie w okolicach 11 listopada ruszamy na dwa, trzy dni w jakieś fajne ciche miejsce. I właśnie za chwilę wyjeżdżamy. Do czytania biorę Grzesiuka. „Boso, ale w ostrogach”. Przeczytałem to już chyba z dziesięć razy, ale uwielbiam do tego wracać i wcale mnie to nie nudzi. Klasyka gatunku.
Marek Magiera
Commenti