2024-06-30
Tak jak zapowiadałem, swoimi odczuciami związanymi z występami naszych siatkarzy w rozgrywkach Ligi Światowej podzielę się z szanownymi Czytelnikami za tydzień, kiedy dobiegnie końca faza interkontynentalna tych rozgrywek. Myślę, że to będzie idealny czas, aby podsumować pierwszy etap pracy Antigi i Blaina z naszą kadrą. Teraz, po meczach w Iranie jest na to jeszcze za wcześnie, wszak przed nami jeszcze dwa mecze z Iranem u nas, w Ergo Arenie.
Przed tygodniem praktycznie całą „Krótką Piłkę” poświęciłem Kraków Arenie. Przyznaję, że pisząc wtedy tekst nie miałem zupełnie świadomości, że ktoś, kto obsługiwał w czasie meczu ledowy bim w hali wpadnie na pomysł, aby w czasie celebry polskiego hymnu wrzucić na ekran, niczym w karaoke, słowa naszej narodowej pieśni. Ten drobny, aczkolwiek dość istotny szczegół zwyczajnie mi umknął, bo kiedy odgrywane były w Krakowie hymny, to stałem pod wspomnianym bimem i go zwyczajnie nie widziałem. No, ale parę osób widziało, parę osób zwróciło na to uwagę i w sumie to się z nimi zgadzam, że to małe przegięcie, ale z drugiej strony, jak sobie tak pomyślę, to może jednak nie było to wcale takie głupie.
Zastanawiacie się dlaczego? No to odpalcie sobie teraz w youtubie hymn Polski śpiewany przez kibiców na obojętnie jakiej imprezie, czy to na meczu piłki nożnej, czy piłki ręcznej, czy koszykówki, czy naszej ukochanej siatkówki. Już na początku jest taka charakterystyczna fraza: „Jeszcze Polska nie zginęła, kiedy my żyjemy…”. Ale Wy jej nie usłyszycie. Zakład? Sprawdźcie… Będzie tak: „Jeszcze Polska nie zginęła, póki my żyjemy…”.
Przyznacie, że różnica pomiędzy „kiedy”, a „póki” jest wyraźnie zauważalna, tylko dlaczego nie wszyscy wiedzą, że w naszym hymnie nie ma żadnego słowa „póki”! Jest słowo „kiedy” i musimy o tym pamiętać, wszak hymn to świętość!
Oczywiście niektóre – nazwijmy to tak – „hymnowe przygody” można ich autorom wybaczyć i wcale nie chodzi mi tutaj o słynny występ pana Kaczyńskiego na kongresie jego partii. Lat temu dziesięć, albo dziewięć, mieliśmy przyjemność wspólnie z Grzegorzem oprawiać muzycznie i spikersko mecz gwiazd NHL (przyjaciół Mariusza Czerkawskiego) z reprezentacją Polski. Rzecz działa się w Spodku, przyszło na to wydarzenie tak lekko licząc z dziesięć tysięcy ludzi, a sam mecz zakończył się wynikiem remisowym, ale jakim konkretnie, to już nie pamiętam. Pamiętam za to, że mecz rozpoczął się od uroczystej prezentacji podczas której hymn odśpiewała – tak na oko wtedy – cztero, może pięcioletnia dziewczynka o imieniu Ania. I szło jej świetnie, aż do momentu, kiedy usłyszeliśmy, że „za twoim narodem, złączym się z przewodem”.
O, teraz przypomniała mi się jeszcze historia z Bydgoszczy z meczu Polska – Słowacja naszych siatkarek w Eurolidze. Też było to z dziesięć lat temu, w każdym razie w czasach, kiedy hymny przed meczem odtwarzało się z płyt kompaktowych. A że urządzenie do ich odtwarzania było dość mocno „mobilne” więc wystarczyło, że ktoś przy nim przebiegł, podskoczył i działy się cuda – takie jak: „Jeszcze Polska nie zginęła…, złączym się z narodem”. My w szoku, dzieciak który przebiegł po naszym podeście mało się nie rozpłakał, ale i tak najlepszy był operator Polsatu, pseudonim „Muzyk”, który słysząc, że hymn się kończy, przebiegł z kamerą w tempie Usaina Bolta do ostatniej zawodniczki, pokazując po drodze wszystkie twarze naszych siatkarek, tak jak było to przez realizatora transmisji zaplanowane. Finał tego zdarzenia był taki, że przeprosiliśmy wszystkich za ten „podskok” i zagraliśmy hymn jeszcze raz. Już bez żadnych przygód.
Jeszcze słowo, bo dostajemy wiele pytań na temat oprawy widowisk i naszych pomysłów. Jakiś czas temu sporo pytań dotyczyło właśnie hymnu i jego śpiewania a cappella podczas prezentacji. Z tego co pamiętam, to po raz pierwszy zrobiliśmy to na meczu siatkówki w 2009 roku podczas otwarcia Atlas Areny w Łodzi – przed meczem Polska – Brazylia. Nie ma co ukrywać, że stało się tak dzięki… Brazylijczykom, z którymi dwa tygodnie wcześniej graliśmy na ich terenie. Przepisy FIVB zakładały wówczas, że podczas oficjalnej ceremonii powitania drużyn można odtworzyć maksymalnie 45 sekund danego hymnu. W przypadku Brazylijczyków wyglądało to tak, że trzeba go było skończyć odgrywać zaraz po przydługim wstępie i na początku… pierwszej zwrotki. Na wyjazdach to jeszcze przechodziło, ale w Brazylii już nie. Kibice sami dośpiewywali koniec, a cappella, a żaden z sędziów nie miał odwagi przerwać im gwizdkiem tego procederu i karnie, wspólnie z przeciwnikami, czekał, aż publiczność w Brazylii skończy swój występ. Nie będę ukrywał, że na mnie też zrobiło to ogromne wrażenie, bo miałem okazję i przyjemność w Brazylii być i usłyszeć jak to pięknie brzmi.
Dodam tylko, że nie tak pięknie jak nasz Mazurek Dąbrowskiego w wykonaniu polskich kibiców. I jak pomyślę o hymnie w wykonaniu biało-czerwonych fanów, hymnie odśpiewanym a cappella na Stadionie Narodowym, to już nie mogę się doczekać tej chwili.
Coś się dzisiaj rozpisałem, ale to w kontekście tego, co napisałem wyżej chyba ważne, bo FIVB zmieniła swój przepis, i teraz niezależnie od tego ile trwa dany hymn narodowy, to odgrywany jest w całości. Trochę inaczej to chyba wygląda w piłce nożnej, bo podczas mundialu, kibice którejś reprezentacji dośpiewywali końcówkę a cappella właśnie i nie byli to Brazylijczycy. Chociaż oni pewnie też, ale nie o to chodzi.
No to już naprawdę na koniec, jeszcze słowo o piłkarskim mundialu. Na twitterze napisałem, że to najlepszy mundial jaki widziałem i oglądałem z pełną świadomością, a pamiętam wszystkie od 1982 roku. Z każdego jestem w stanie odtworzyć jakąś wyjątkową chwilę, moment, który utkwił mi w pamięci. Z tego zapamiętam kilka takich sytuacji, a najbardziej chyba tę z meczu Niemcy – Ghana, który oglądałem w domu z synem w towarzystwie mojej małżonki, która w 42 minucie meczu zapytała nas, którzy to są… Niemcy.
Marek Magiera
Comments