2014-03-24
Ciekaw jestem, ilu z Was, wczoraj po meczu Jastrzębskiego Węgla z Zenitem Kazań, zastanawiało się, co by było, gdyby, polski zespół w takim stylu zagrał w półfinale z Halkbankiem Ankara? Celowo podkreśliłem słowo „gdyby”, bo to jest termin, który w sporcie pojawia się bardzo często, a być go nie powinno w ogóle. Co to znaczy „gdyby”. Jest jak jest i trzeba się z tego cieszyć. A z brązowego medalu Jastrzębia trzeba się cieszyć bardzo!
Przyznam się zupełnie szczerze, że po Jastrzębskim Węglu nie spodziewałem się w Ankarze niczego wielkiego. Już nawet nie chodzi o występ w Pucharze Polski, ale o wypowiedzi samych zawodników, którzy na miejscu w Turcji mówili reporterom, że przyjechali w Final Four powalczyć. Nie wiem, ale zawsze jak słyszę, że zawodowy sportowiec przyjechał powalczyć, a nie po prostu wygrać, to targają mną bliżej niezdefiniowane uczucia.
Zdecydowanie lepiej ubrał to w słowa trener Lorenzo Bernardi, który przyznał, że dla trzech rywali Jastrzębia zdobycie Pucharu Europy i wygranie Ligi Mistrzów jest obsesją, a dla niego i jego podopiecznych jedynie pięknym marzeniem. Świetnie powiedziane i trafiające w sedno sprawy. Polski zespół wygra siatkarską Champions League właśnie wtedy, kiedy też będzie o tym obsesyjnie myślał, a nie tylko marzył.
Teraz, żebyśmy się dobrze zrozumieli – powyższe słowa nie są żadną krytyką Jastrzębia. Jestem ostatnią osobą w tym kraju, która na temat występu siatkarzy Jastrzębskiego Węgla w Ankarze powie złe słowo. Wywalczenie brązowego medalu i zajęcie trzeciego miejsca w turnieju jest znakomitym osiągnięciem, którego szczerze gratuluję zawodnikom, trenerowi i prezesowi Grodeckiemu.
Prezesowi Jastrzębia chciałem pogratulować jeszcze jednej rzeczy, podejrzewam mianowicie, że to jego sprawka, a przy okazji fantastyczny pomysł. Chodzi o Orzełka na koszulkach. Prezentował się pięknie i fantastycznie podkreślił, kim dla nas wszystkich byli siatkarze Jastrzębskiego Węgla w Ankarze. Oni reprezentowali tam nie tylko swoje miasto, nie tylko swój klub, nie tylko sponsora, nie tylko swoich kibiców, ale nas wszystkich – generalizując – polską siatkówkę. Brawo!
Ciekawy jestem na koniec, czy ktoś z Was pamięta, kiedy po raz ostatni pojawił się Orzeł na koszulkach naszych siatkarzy? I nie chodzi mi wcale o koszulki reprezentacyjne. Pamiętacie? Był taki czas, przełom lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych ubiegłego stulecia, kiedy szeroka kadra reprezentacji Polski ogłaszana była tuż przed startem ligi, a każdy z kadrowiczów, na klubowej koszulce – konkretnie na lewym ramieniu – miał naszytego Orzełka, który podkreślał wyjątkowość gracza i fakt, że jest reprezentantem kraju.
No, przyznajcie się, kto z Was to pamięta?
Marek Magiera
Comments