2018-06-25
Życie pisze różne scenariusze. Dziś miałem w planach napisać więcej o naszym występie na piłkarskich mistrzostwach świata, ale ograniczę się jedynie do krótkiego podsumowania, że to nie tak miało wyglądać. Już nawet nie chodzi o wyniki, bo to sport, wiadomo – raz się wygrywa, raz się przegrywa. Ale my przegraliśmy nawet w… wygranym meczu.
Takiej szopki jaką odstawili nasi piłkarze w ostatnich minutach meczu z Japonią, kierowani dodatkowo przez Adama Nawałkę (oj, wiele stracił pan trener w moich oczach, kiedy kazał udawać Grosickiemu kontuzję), to nie widziałem jak żyję, a żyłem też przecież w latach 90-tych, w czasach największej prosperity Pana „Fryzjera” i tym podobnego innego dziadostwa. Słabe to wszystko i tyle.
W sobotę gruchnęła wiadomość o śmierci Ireny Szewińskiej. Kiedy ludzie odchodzą generalnie jest przykro, a kiedy odchodzą Wielcy Ludzie, to dodatkowo jest jeszcze przygnębiająco. Nie będę się tu niepotrzebnie rozpisywał, bo też nawet nie wypada, napiszę jedynie, że miałem wielką przyjemność Panią Irenę poznać i że dość dobrze znam się z Jej synem – Andrzejem Szewińskim, byłym siatkarzem, dzisiaj wiceprezydentem mojego rodzinnego miasta Częstochowy. Tutaj się pochwalę. 14 lat temu razem z Grześkiem z rąk Pani Ireny odebraliśmy wyróżnienia Fair Play przyznawane przez Polski Komitet Olimpijski za promowanie pozytywnych wartości w sporcie.
Irena Szewińska to ikona polskiego sportu. Najlepsza i najwybitniejsza polska sportsmenka. Obok medali miała jeszcze coś wyjątkowego, coś czego nie da się w żaden sposób zmierzyć – serdeczność, ciepło, skromność. Budziła szczerą sympatie wszędzie tam, gdzie się tylko pojawiała.
Na naszej zawodowej ścieżce mieliśmy z Grześkiem kilka okazji, aby z Panią Ireną się spotkać i porozmawiać. Ostatni raz podczas Memoriału Władysława Komara i Tadeusza Ślusarskiego w Międzyzdrojach. To było w czasie Igrzysk w Rio de Janeiro. Jacek Wszoła zadzwonił do Pani Ireny z prośbą o komentarz do lekkoatletycznych wydarzeń na olimpijskim stadionie, a rozmowy tej mogli wysłuchać też kibice zgromadzeni wokół skoczni w Międzyzdrojach. Pani Irena mimo rozlicznych obowiązków związanych z członkostwem w MKOl-u cierpliwie odpowiadała na wszystkie pytania, mimo faktu, że zapowiadana na dwie, trzy minuty rozmowa przedłużyła się do blisko… 40 minut.
Pani Ireno! Dziękujemy za wszystko co Pani zrobiła dla polskiego sportu! Szacunek!
Comments