top of page
Zdjęcie autoraMarek Magiera

Ciebie też ludzie zapytają

2017-03-13


Pamiętam jakby to wszystko działo się wczoraj. Jechałem samochodem do hali Polonia w Częstochowie, bo byłem umówiony na wywiad z trenerem Ireneuszem Mazurem. AZS Częstochowa, którego Irek był trenerem, szykował się właśnie do Final Four Pucharu Top Teams Cup. Radio Zet przerywając program podało informację, że w wypadku samochodowym w Warszawie zginął trener Hubert Jerzy Wagner. Okoliczności zdarzenia nie są jeszcze znane - takiej treści komunikat podano w komentarzu.


Po tej informacji zatrzymałem samochód i musiałem na chwilę z niego wysiąść, żeby złapać trochę powietrza. Niekoniecznie świeżego, bo paliłem wtedy papierosy, nie wiem, już nie pamiętam, ale wypaliłem chyba ze trzy na raz. Na wywiad nie dojechałem. Zadzwoniłem do Irka, że wracam do redakcji. On już o wszystkim wiedział. O nic nie pytałem. To było dokładnie 15 lat temu. Równiuteńki 15 lat temu, 13 marca 2002 roku. Tyle tylko, że wtedy była środa, a nie tak jak dziś poniedziałek. A już za trzy dni w Częstochowie zaplanowano finał Pucharu Top Teams Cup. Pierwsza polska drużyna stanęła wówczas przed realną szansą wywalczenia europejskiego pucharu, co wtedy, od czasów Płomienia Milowice nie udało się nikomu. Dlaczego o tym piszę? Ano dlatego, że rozgrywającym AZS-u Częstochowa był syn Huberta Jerzego - Grzegorz Wagner. Przyznacie, sytuacja dramatyczna. Grzesiek zdecydował się zagrać w tym turnieju, pamiętam też jaką owację zgotowali mu kibice AZS-u, kiedy wywołałem jego nazwisko przed wyjściem na parkiet. Kibice wstali ze swoich miejsc i długi czas bili mu brawo na stojąco. Pierwszą piłkę półfinałowego meczu poprzedziła minuty ciszy. Patrzyłem wtedy na Grzegorza...

Niestety AZS przegrał półfinał z późniejszym triumfatorem imprezy belgijskim Knack Roeselare, a sam ostatecznie zajął trzecie miejsce po zwycięstwie w meczu o brąz z Łokomotywem Charków. Dziś nie ma to już znaczenia, w ogóle w całych tych przykrych okolicznościach to sprawa drugorzędna, ale ciekawy jestem w jakim stopniu to smutne wydarzenie wpłynęło na losy rywalizacji w tym turnieju, bo że wpłynęło, to nie mam wątpliwości.

Hubert Jerzy Wagner prowadząc samochód zasłabł w wyniku ataku serca i uderzył w inne pojazdy. Mimo natychmiastowej akcji ratunkowej i reanimacji niestety zmarł. Każdy siatkarski kibic w naszym kraju zna jego historię, albo raczej powinien ją znać, natomiast nie każdy z kibiców miał okazję i przyjemność Pana Trenera poznać i z nim porozmawiać. Ja tę przyjemność miałem i traktuję to do dzisiaj nie tylko jako nobilitację, ale przede wszystkim jako wielki przywilej.

Kolegami nie byliśmy, bo nie mogliśmy nimi być. Gdzie? Jak? W zasadzie, to do dzisiaj się zastanawiam jak to się stało, że największy w historii polski trener miał tyle cierpliwości do młodego człowieka, który zaczynał stawiać swoje pierwsze kroki w zawodzie. Zdarzało się, że kiedy o coś pytałem, to On uśmiechał się pod nosem, bo dla Niego to była oczywistość, ale... nigdy nie kozaczył, nie stroił fochów i zawsze odpowiadał. Z niektórymi innymi trenerami bywało z tym różnie, ale wiadomo, jak to w życiu - różnica skali. Z trenerem Wagnerem miałem przyjemność spotykać się też mniej oficjalnie, nie tylko na meczach, ale to zostawię dla siebie. Napiszę tylko jedną rzecz, którą zapamiętałem z jednego z takich spotkań i traktuje ją wyjątkowo, bo przedstawia fajną prawdę, szczególnie kiedy uprawia się taki zawód jak mój.

- Nie bój się pytać, jeśli czegoś nie wiesz, bo nie ma ludzi, którzy wszystko wiedzą. To żaden wstyd pytać jak się czegoś nie wie. Ciebie też ludzie będą nieraz o coś pytać.


Marek Magiera

Commentaires


bottom of page