2013-04-14
No i przyszedł ten dzień, kiedy dookoła błoga cisza, nic się nie dzieje, a napisać coś trzeba. No bo przecież mamy poniedziałek. Wbrew pozorom lubię ten okres między zakończeniem ligi, a inauguracją sezonu reprezentacyjnego. Po pierwsze można odpocząć, po drugie – przerwa jest w sam raz, ani za długa, ani za krótka.
Pierwszy pomysł jaki mi przyszedł dzisiaj do głowy, to finał włoskiej ligi. Ale co tu o nim napisać, podejrzewam, że oglądali go tylko i wyłącznie siatkarscy pasjonaci, idę o zakład, że przeciętnego kibica w Polsce ani ziębiło, ani parzyło, czy tytuł zdobędzie Trentino, czy Piacenza. Sam decydującego meczu jeszcze nie widziałem, bo miałem inne obowiązki, ale dzisiaj wieczorem nadrobię zaległości. Obejrzałem za to wcześniejsze spotkania i przyznam się, że jak w jednym z meczów zobaczyłem w akcji Hristo Zlatanova, to szczęka z wrażenia mi opadła. Pamiętam bowiem jak przyjechał ze swoją Piacenzą do Łodzi na Final Four Ligi Mistrzów w 2008 roku i… narzekał, że zdrowie już nie to, że czas powoli wieszać buty na kołku. Minęło pięć lat, Zlatanov nie dość, że nic się nie zmienił, to jeszcze wygląda lepiej niż wtedy (fizycznie) i gra jakby mu lat ubyło, a nie przybyło. Czasami może faktycznie lepiej w metrykę nikomu nie zaglądać, tylko skupić się na tym, co dany zawodnik ma do zaoferowania swojej drużynie na boisku.
A propos Włoch i tego co się tam dzisiaj dzieje. Kilka dni temu Przegląd Sportowy piórem Kamila Składowskiego zamieścił bardzo ciekawy tekst, który daje do myślenia. Oto jego fragment:
„Wielu sponsorów, którzy decydowali o sile włoskiej siatkówki, nie ma wyboru. Co ma powiedzieć jeden z nich dwustu zwolnionym pracownikom? Że woli dać na siatkówkę? Sport w czasach kryzysu, gdy całe Włochy cierpią, musi zejść na dalszy plan - tak kłopoty najważniejszej na świecie ligi w ostatniej dekadzie tłumaczy drugi trener reprezentacji Polski i legenda włoskiej siatkówki Andrea Gardini.
- To dla mnie dziwne, wprost nie do uwierzenia, jednak teraz gwiazdy wolą grać w Rosji czy Turcji, a niedługo Italię dogonić może PlusLiga. Lata, kiedy w mojej ojczyźnie roiło się od mistrzów świata z Brazylii, a wiele klubów płaciło ogromne kontrakty, na razie muszą przejść do historii. Sam jestem ciekaw, jak długo kryzys będzie dobijał włoski sport? Na razie jednak rozumiem moich rodaków, bo bardzo wiele osób pozostaje bez pracy. Najpierw ona, potem rozrywki - smuci się Gardini. (…)”
Należę do pokolenia ludzi interesujących się siatkówką dla których Italia, to był wyznacznik wszystkiego, co w tym sporcie najlepsze. Zawodnicy, kluby, organizacja rozgrywek, transmisje telewizyjne, dosłownie wszystko… Miałem przyjemność być we Włoszech kilka razy przy okazji występów naszych drużyn w europejskich pucharach i za każdym razem odnosiłem nieodparte wrażenie, że jeżeli we Włoszech z siatkówką wszystko będzie w najlepszym porządku, to o przyszłość i popularność tej dyscypliny na świecie nikt nie będzie się musiał martwić. A dzisiaj? Czy nie nadszedł czasem moment, aby zapalić lampkę awaryjną?
Marek Magiera
Comentarios