2015-11-16
Od dwóch dni czytam komentarze na temat tego wszystkiego co wydarzyło się w piątkowy wieczór w Paryżu. Od skrajnej prawej strony do lewej. Czytam wszystko, dosłownie. I dochodzę do wniosku, że niestety trzeba się bać.
Piszę te słowa jako zwykły szary człowiek mieszkający pod Warszawą. Człowiek dla którego najważniejsze jest bezpieczeństwo i spokój mojej rodziny. Od ponad dwudziestu lat pracujący w Polsce i płacący podatki. Nie jestem – tu posłużę się zaczerpniętymi z przeczytanych w weekend tekstów określeniami – lewakiem, ciotą, śmieciem, ani też ksenofobem, rasistą, faszystą, albo najlepiej od razu wszystkim naraz. Jestem normalnym zwykłym człowiekiem, który chce i chciałby nadal normalnie korzystać z życia. Wyjść z kumplami na mecz mając stuprocentową pewność, że nikt nie zdetonuje ładunku wybuchowego w okolicach stadionu, albo na stadionie, a kiedy wyjdę ze znajomymi do restauracji coś zjeść, to nikt nie otworzy do nas ognia z kałacha.
Znam trochę Paryż bo parę razy w życiu tam byłem. Także w tych miejscach, gdzie doszło do zamachów. We Francji w różnych jej częściach mieszka kilku moich kumpli. Kiedyś rozmawiałem z nimi na temat Francji, jej otwartości, o podejściu ludzi do życia. A że pierwszy raz byłem tam ponad dwadzieścia lat temu, to nie ukrywam, że niektóre rzeczy bardzo mnie zastanawiały, czy nawet dziwiły. Dzisiaj jest trochę inaczej.
Na początku napisałem, że się boję, choć z telewizyjnego okienka co chwilę słyszę od różnej maści fachowców i „autorytetów”, żeby się nie bać, bo zamachowcom, czy terrorystom o to właśnie chodzi. Nie do końca się z tym zgadzam. Terrorystom i zamachowcom chodzi o to, aby zabijać. Brzmi to brutalnie, ale taka jest brutalna prawda. Im chodzi o to, żeby zabijać ludzi. Oni doskonale wiedzą, że nie muszą wywoływać strachu, bo już dawno to zrobili. Co więcej, odnoszę nieodparte wrażenie, że – przepraszam za wyrażenie – ale najbardziej „posrani” są ci, którzy mówią, żeby się nie bać.
Druga sprawa. Jak ktoś nie potrafi odróżnić emigranta od uchodźcy, to niech nie mówi publicznie, co powinien zrobić mój kraj, czy w tej chwili cała Unia. Naprawdę nie trzeba w tym temacie wiele robić. Wystarczy poczytać.
Tak, po tym co wydarzyło się w piątek wieczorem, wczoraj i przed wczoraj naprawdę się boję. Ale nie tych bandytów zamachowców, nie tych uchodźców, którzy mają trafić do Polski, ja się boję, że my wcześniej, czy później wykończymy się sami. Bo kiedy cały świat powinien się zastanowić jak wykończyć wspólnego wroga, i co zrobić dalej, jak już się go wykończy, jak poukładać później sprawy administracyjne, to nie – to my sami ze sobą – przepraszam za dosadność – napierdalamy się o wszystko. Nawet o takie duperele jak przyklejenie na Facebooku francuskiej flagi do swojego profilu.
Nie będę nikogo pouczał, nie zamierzam tego robić i dzisiejsza „Krótka Piłka” też nie ma temu służyć. Mam nadzieję, że kto potrafi czytać, to zrozumiał przekaz, choć wiem, że nie wszyscy potrafią to zrobić. Bo są takie chwile, gdzie solidarność międzyludzka jest najważniejsza, ale sam hasztag, czy podświetlony budynek, albo świeczka w oknie niczego na tym świecie nie zmienią.
Pytanie, czy piątkowy wieczór w Paryżu coś zmieni? Czy musiało do tego dojść, aby tak zwany cywilizowany świat zobaczył do czego są zdolni bandyci, którzy od paru lat regularnie mordują setki, czy tysiące niewinnych ludzi w Libanie, Kenii, czy Jordanii. No ale gdzie tam Liban, czy Jordania. Przecież to tak daleko, nas to nie dotyczy. Jakby tak pokazać mapę świata niejednemu z tych telewizyjnych „autorytetów”, to pewnie nawet nie potrafiłby pokazać, gdzie to jest. Ale że Francja? Ale że Paryż? Przecież to jakoś dziwnie blisko nas…
Marek Magiera
Comments