top of page
  • Zdjęcie autoraMarek Magiera

Allez Stefan! Ale...

2013-10-28


Wybrałem się w piątek na warszawski Ursynów do „Volleybajki” na spotkanie z nowym trenerem reprezentacji Polski Stefanem Antigą. Były wszystkie telewizje, dziennikarze z największych polskich mediów, był prezes Mirosław Przedpełski, był oczywiście Stefan, było tradycyjne wręczenie reprezentacyjnej koszulki z napisem „Trener Antiga” i… to w zasadzie wszystko.


Bardzo się cieszę, że Stefan jest pierwszym zagranicznym trenerem, który próbuje mówić w naszym języku. I brawo! Widać, że wszystko doskonale rozumie, ale na razie ma duży problem z przekazaniem wszystkich swoich myśli w języku polskim. Ale to przyjdzie z czasem. Dużo tego „ale”, prawda? Zresztą słowo „ale” Stefan Antiga wymawia bardzo często i nie ma z nim problemu, bo w dosłownym brzmieniu – z języka francuskiego, takie lekko przedłużone „alee”, to po prostu „allez”, czyli „naprzód”. No to nie ma co przedłużać, jak powiedział na konferencji prezes Przedpełski – wszystkie ręce na pokład, bo przecież wszyscy gramy w jednej drużynie i że ze Stefanem piłka nie spada. OK. Wchodzę w to! Allez Stefan! Ale jest jeszcze jedno małe „ale”.

Kiedy piszę te słowa jestem świeżo po obejrzeniu Cafe Futbol w którym Mateusz Borek, Roman Kołtoń i Wojtek Kowalczyk – w towarzystwie gościa programu Jerzego Engela – wyrazili swoje zdanie na temat łączenia funkcji selekcjonera reprezentacji Polski Adama Nawałki z pracą w klubie, w Górniku Zabrze, do końca tego roku. Wszyscy zgodnie stwierdzili, że im się to nie podoba.

Nie chcę spisywać argumentacji moich kolegów z Polsatu Sport, ale dosłownie, po kolei wyjmowali mi słowa z ust. Jedna zasadnicza sprawa – nie ma rzeczy ważniejszej od reprezentacji Polski i nic nie może być ponad nią. Antiga na piątkowej konferencji powiedział, że chce jeszcze grać w Skrze, bo to dla niego i dla klubu bardzo ważne. OK, ja to doskonale rozumiem, ale ponad tym wszystkim jest przecież najważniejsza polska drużyna – reprezentacja naszego kraju, której akurat osobiste problemy zawodnika (nie trenera, tylko zawodnika właśnie) Antigi i jego klubu w ogóle nie powinny interesować.

Dlatego też pozwolę sobie na mały apel do trenera Stefana Antigi.

Drogi Stefanie, przestań kompromitować funkcję selekcjonera reprezentacji Polski. Załóż garnitur, albo przynajmniej marynarkę, podróżuj po Polsce, oglądaj mecze, jedź do Kurka do Włoch, jedź do „Winiara” do Rosji, dowiedz się jak tam ze zdrowiem u „Ziomka”, zacznij normalnie pracować. Pracować jak selekcjoner. Będziesz wtedy poważnym gościem, panem trenerem, bo dopóki nie przestaniesz zawodowo grać w siatkówkę, to cały czas będziesz jedynie facetem w krótkich gaciach, „Stefciem” uganiającym się za piłką. A to jest już mało poważne.

Mało poważny robi się też niestety były trener Andrea Anastasi, który – tu posiłkuję się informacją przekazaną przez Kamila Składowskiego z „Przeglądu Sportowego” – zamierza się domagać odszkodowania od PZPS z tytułu, tu uwaga, utraconych premii za ewentualne dobre wyniki w następnych turniejach. Nie wiem, może jestem w błędzie, ale idąc tym tokiem myślenia, to nasza federacja powinna się domagać odszkodowania od trenera Anastasiego z tytułu poniesionych kosztów w związku z koniecznością gry w turniejach kwalifikacyjnych do mistrzostw Europy, albo z tytułu braku pozyskania ewentualnych nowych sponsorów kadry po ubiegłorocznej klęsce w Londynie.

W tym miejscu jeszcze jedna rzecz. Tak jak pisałem wcześniej, bardzo szanuję trenera Anastasiego i szczerze dziękuję mu za pracę jaką wykonał z drużyną, za piękne chwile w Lidze Światowej, za kapitalny Puchar Świata, za medale mistrzostw Europy, za wszystko co zrobił. Ale – o, znów „ale” – nie wierzę w żadne jego słowo o miłości do Polski, do polskich fanów, polskiej siatkówki, tak samo jak nie wierzyłem w podobne słowa Castellaniemu i Lozano. To są zawodowcy, prawdziwi profesjonaliści, którzy pracują za godziwe pieniądze – i podejrzewam, że nie zrobi im wielkiej różnicy, czy będą pracowali w Polsce, czy gdziekolwiek indziej na świecie. I nie ma się co obrażać, bo jest rzeczą oczywistą, że przede wszystkim musi się zgadzać kasa. To jest najważniejsze.


Marek Magiera

bottom of page