top of page
Zdjęcie autoraMarek Magiera

Zonk

2015-11-02


Dzisiaj rozpocznę od Radwańskiej, bo inaczej chyba nie wypada. Już kiedyś pisałem, że nie jestem jakimś zagorzałym fanem tenisa, ale czasami zdarza mi się z kimś tam zagrać, czasami też coś tam w telewizji obejrzę. I wczoraj obejrzałem, choć przez chwilę zastanawiałem się, czy czasem telewizora nie przełączyć na inny kanał.


Z Agnieszką Radwańską mam duży problem. Może raczej nie z nią, ile z oglądaniem jej meczów. Nie to, żebym śledził regularnie jej występy, dzieje się to raczej od przypadku do przypadku, najczęściej tak, że odpalam jakąś stronę w Internecie, gdzie na żywo komentowane są najważniejsze wydarzenia dnia, patrzę sobie, a tu np. taki tekst „Radwańska prowadzi już 4:1”. Wtedy z reguły włączam telewizor i Agnieszka… przestaje grać, traci punkty, przewagę…

Wczoraj było dokładnie tak samo. Kiedy włączyłem się do telewizyjnej transmisji Kwitowa zaczęła odrabiać straty. Pomyślałem sobie, że ewidentnie przynoszę Radwańskiej pecha, a że życzę jej dobrze, to postanowiłem przełączyć kanał na inny, żeby – jak to mówią sportowcy – nie „zażabić”. I wtedy stało się coś, czego w życiu bym się nie spodziewał.

– Zostaw, zostaw, fajnie gra – to żona.

Zonk. Wydawało mi się, że moja małżonka jest totalnie antysportowa telewizyjnie, no może za wyjątkiem łyżew figurowych, a tu taka historia! Moje zdziwienie zauważył też syn, który mimochodem rzucił taki tekst, że aż oniemiałem.

– Oj tata jeszcze mało wiesz. Jak był finał mistrzostw świata siatkarzy w zeszłym roku, to się mama tak denerwowała, że musiała sobie wino otworzyć.

Kiedy Kwitowa wyszła na prowadzenie powiedziałem, że już chyba po zabawie. – Jeszcze nie – to znowu żona. – Agnieszka dobrze gra.

No i znowu zonk. Agnieszka ostatecznie wygrała i cieszę się, że moja obecność przed telewizorem nie miała żadnego wpływu na ostateczny wynik meczu. Teraz ze spokojem mogę oglądać jej mecze ze szczególnym uwzględnieniem tych w Wielkim Szlemie. Najlepiej na Wimbledonie. Tam jest chyba największa szansa ze względu na specyficzną i pasującą Agnieszce nawierzchnię. Zresztą nie wiem, zapytam żony, ha, ha, ha. Ona jak widzę się na tym zna.


 

Na koniec dwa słowa o siatkówce, bo to cieszy się w „Krótkiej Piłce” największą popularnością. Superpuchar w Poznaniu. Super impreza z super klimatem na trybunach. Cała masa młodych ludzi świetnie rozumiejących ten sport. Podobało mi się!

Inauguracja PlusLigi też na duży plus. Już pierwsza kolejka pokazała, że nie ma co narzekać na tegoroczny system grania, bo zmusza on wszystkich do stuprocentowego zaangażowania w każdym meczu, niezależnie od klasy przeciwnika. Zwyczajnie, w tym sezonie, nie będzie czasu na odrabianie ewentualnych strat.

I jeszcze słowo o Klubowych Mistrzostwach Świata, bo miałem przyjemność komentować w Polsacie Sport najważniejsze mecze tego turnieju – półfinały oraz mecze o miejsca. I to jest to, o co chodzi w tej imprezie! Takie mecze jak starcia Paykanu z San Juan, czy Sady Cruzeiro z Zenitem mają sens i znakomicie promują siatkówkę. Grają dobre drużyny, bardzo dobrzy siatkarze, słowem – dzieje się… Jeśli FIVB zmieni formułę tej imprezy i przestanie zapraszać na nią zwykłych siatkarskich „leszczy”, a do tego trafi z ciekawym terminem (co pewnie będzie najtrudniejsze) to zabawa w KMŚ ma sens. W przeciwnym razie, absolutnie nie.


Marek Magiera

コメント


bottom of page