2016-06-06
Dużo się dzieje. Na dzisiaj miałem inny plan, ale jak zwykle - plany planami, a życie życiem. Najpierw gratulacje dla chłopaków za awans na Igrzyska - brawo! Brawa też dla dziewczyn za mecze w WGP w Zielonej Górze. Przed nami teraz turniej we Włocławku, a juro wybory prezesa PZPS.
Nie chcę tutaj stosować gradacji ważności pewnych wydarzeń, zastanawiałem się nawet, czy tego felietonu nie poświęcić w całości osobie trenera Niemczyka, ale uznałem, że tak naprawdę czasami słowa nie są aż tak bardzo potrzebne, a zwykła cisza ma niekiedy zdecydowanie większą moc, niż najbardziej wzniosłe wypowiedzi. Dla niektórych z Was, dla zdecydowanej większości, to co napisałem może nie do końca być zrozumałe, ale czytają tego bloga też ci, którzy wiedzą o co chodzi. Ale to tak na marginesie.
Słówko o turnieju w Tokio. Nie o meczach, nie o wynikach, tylko o Piotrku Gacku. To ostatni siatkarz z "mojej drużyny", który dzielnie się trzymał w kadrze. Ale to już historia. Tak samo jak Guma, Ziomek, Grzybek, Plina, Kadziu, Szampon, Gelu, Winiar, Świder, Bąku, Grucha, Igła, a wcześniej wielu wielu innych. Teraz dołączył do nich Gato. No niestety, ale PESEL jest bezlitosny.
...
W czwartek zmarł Andrzej Niemczyk. Ktoś to mądrze powiedział, że w tej jednej chwili definitywnie skończyła się era "Złotek". Trener Niemczyk. Oj, śmiało mógłbym napisać drugą część Jego biografii, zaczynając od przejażdżki Jego ukochaną "Beemką" z Warszawy do Muszyny na mecz Muszynianki. Wybraźcie sobie, że nie zdążyłem doczytać Przeglądu Sportowego do końca jak byliśmy już w... Nowym Sączu. I tak jak sobie przypominam, to w czasie tej wycieczki chyba nikt nas nie wyprzedził,ani w jedną, ani w drugą stronę. Moje "przygody" z trenerem były równie barwne, co czasami nieprawdopodobne, ale taki właśnie On był. Dusza towarzystwa, gawędziarz, lubił wieczorem usiąść i pogadać. Nie tylko o siatkówce, generalnie lubił pogadać i walnąć jakąś "łychę". Lubił też zjeść, a czasami coś ugotować. Pamiętam jak dziś, kiedy dziesięć lat temu podczas Mistrzostw Świata 2006 roku wszedł do redakcji o godz 4.30 nad ranem z ogromnym garem bigosu, który sam przyrządził i - jak to powiedział - zalał dwoma litrami czerwonego wina, żeby trzymał... smak. I kazał nam ten bigos szybko jeść, bo był jeszcze ciepły, a zimny, to przecież już nie to samo. Ja tam nie będę wcale ukrywał, że w czasie naszej wspólnej blisko dwunastoletniej pracy w Polsacie Sport niekiedy mnie irytował, urządzając na antenie nieodgadnięte rebusy. Zrobiliśmy razem setki meczów i zdarzało się, że w najmniej oczekiwanym momencie potrafił zapytać "Marek, a co się stało z tą blondyną co dwa lata temu grała na ataku w drużynie z Baku?". Później okazywało się, że to nie blondyna, tylko szatynka i do tego nie z Baku, tylko z Bacau, ale tego już widzom po czasie nie dało się wytłumaczyć...
Andrzej Niemczyk. W biografii którą mi sprezentował napisał dedykcję. "Wiek nie chroni przed miłością, miłość chroni przed starością. Dla Marka - Andrzej Niemczyk".
Dziękuję Andrzeju. Dziękuję Trenerze. Sam fakt, że miałem okazję Cię poznać i z Tobą pracować traktuję jako wielki przywilej od życia. Jak to mówiłeś, życia, które jest imprezą z której nikt nie wychodzi żywy.
Marek Magiera
Comentários