top of page
  • Zdjęcie autoraMarek Magiera

Święto i pokora

2013-05-06


Jak to leciało? Kto nie wygrywa 3:0, ten przegrywa 2:3, prawda? Prawda i to stara jak siatkarski świat. Oczywiście nie zawsze się sprawdza, ale tym razem się sprawdziła i to… dwa razy. Siatkarki Tauronu rozpoczęły rywalizację o złoto z Atomem od dwóch zwycięstw, by później przegrać trzy kolejne mecze. W tym ostatnim decydującym dąbrowianki prowadziły już 2:0, by ostatecznie przegrać 2:3. Można sobie wymyślić gorszy scenariusz? Pewnie nie, tak samo jak nie można sobie wyobrazić piękniejszego scenariusza patrząc na sytuację przez pryzmat drużyny z nad morza.

Sport jak mało która dziedzina życia uczy pokory. Wie to każdy, kto choć raz grał poważny mecz o punkty, czy startował w jakichkolwiek zawodach o stawkę. Wiedzą o tym zawodnicy, trenerzy, dziennikarze, wiedzą też wytrawni kibice. Oglądając spokojnie mecz w hali „Centrum” w Dąbrowie Górniczej zwróciłem uwagę na jeden szczegół, który nie miał… żadnego wpływu na rozwój sytuacji, ale znakomicie zobrazował problem, który dotknął gospodynie ostatniego spotkania. Przy prowadzeniu 2:0 i 20:17 w secie trzecim spiker w hali wypowiedział takie zdanie: „Proszę państwa nie wiem jak my to zrobimy, ale za dwadzieścia minut rozpoczyna się w mieście cisza nocna”. Coś tam jeszcze dodał, że w hali jest prezydent miasta, który na ewentualną głośną fetę w środku nocy z pewnością przymknie oko. Okazało się, że oka przymykać nie musiał, bo jeszcze przed 22-gą w hali zrobiło się wyjątkowo cicho, kiedy Atom wygrał trzeciego seta, a później było już „jak makiem zasiał”. No, tak nie do końca, bo słychać było jeszcze triumfującą 50-sosbową grupę kibiców z Sopotu.

Dlaczego wspomniałem o tej sytuacji? Tylko dlatego, że sam pracując z mikrofonem w hali przeżyłem podobną historię, tak mniej więcej z piętnaście lat temu, jeszcze za moich częstochowskich czasów. W hali „Polonia” AZS grał piąty decydujący mecz ze Stilonem Gorzów o prawo gry w finale MP. Tam czekał już Mostostal, tak, tak, to były czas tak zwanej „świętej wojny”. Po jednym z ataków, któregoś siatkarza z Częstochowy rzuciłem do mikrofonu – przy wyraźnym prowadzeniu AZS-u – takie zdanie: „Tak grają mistrzowie Polski!”, po czym sytuacja się odwróciła, Gorzów mecz wygrał, wszedł do finału, a mój AZS walczył później tylko o brązowy medal. No i wtedy, o czym pamiętam do dzisiaj i będę pamiętał zawsze, przekonałem się na własnej skórze, że do mety czasami jest dalej, niż może się nam to wszystkim wydawać.

Ja z tamtej lekcji wyciągnąłem wnioski, pytanie czy wyciągną je siatkarki z Dąbrowy Górniczej. Nie chciałbym iść za daleko oceniając ich występ w całym finale, bo samo stwierdzenie, że przegrały tytuł na własne życzenie, choć pewnie prawdziwe, to jednak mogłoby trochę zdefraudować osiągnięcie drużyny z Sopotu. A Atom Trefl był po prostu lepszy. Lepszy na dystansie, zahartowany w półfinałowych bojach z Muszyną i gotowy na walkę do ostatniego meczu. I miał zawodniczki, które potrafiły zrobić różnicę. To czego nie umiała zrobić w końcówkach meczów Zaroślińska z powodzeniem robiła Rourke. To czego nie potrafiła zrobić rozgrywająca Tauronu, z powodzeniem robiła rozgrywająca Atomu. I tak moglibyśmy przejść pozycja po pozycji, poszukać szczegółów, które zadecydowały o podziale medali, ale myślę też, że każdy kto choć trochę zna się na siatkówce sam potrafi doskonale to zrobić.

Już dawno w kobiecej lidze nie było aż tak emocjonująco w finale. Trudno sobie wyobrazić lepsze zakończenie sezonu. Piąty mecz, wypełniona po brzegi hala, na trybunach siedzący ramię w ramię prezydenci obu finałowych miast, wiele znamienitych postaci siatkarskiego środowiska, od zawodniczek innych klubów, poprzez trenerów, prezesów, właścicieli i sponsorów. Słowem, wielkie święto! Co najważniejsze, święto okraszone – jak to powiedziała w pomeczowym wywiadzie dla Polsatu Sport Małgorzata Glinka – znakomitym widowiskiem do oglądania dla kibiców. A propos Małgosi. Coś mam przeczucie, że w nowym sezonie będzie w podobnych widowiskach na polskich boiskach uczestniczyć. Sama powiedziała wprawdzie, że jeszcze nie podjęła decyzji, ale wcale się nie zdziwię, jeśli w październiku wyprowadzi drużynę Chemika Police na pierwszy mecz beniaminka ligi przeciwko mistrzyniom kraju z Sopotu.


Marek Magier

Comentarios


bottom of page