top of page
Zdjęcie autoraMarek Magiera

Śmiech przez łzy

2017-07-10


Za nami Final Six Ligi Światowej. Wiemy kto wygrał, wiemy kto był drugi, wiemy komu przypadł w udziale brązowy medal, wiemy wreszcie, komu przypadło pierwsze miejsce poza podium. Ale wiemy przede wszystkim, że nie zawsze rozgrywanie siatkarskich meczów na stadionach ma sens.


W swoim zawodowym życiu byłem na dwóch stadionach, gdzie rozgrywano siatkarskie mecze. Stadion Narodowy – wiadomo, przygoda życia, mecz otwarcia naszego złotego mundialu, odnoszę wrażenie, że wszystko się udało. Zabudowana przestrzeń przez specjalne trybuny na płycie pięknie dopełniła obrazu całego widowiska, organizatorom udało się też ograniczyć niekontrolowane ruchy powietrza, które wynikały z faktu, że choć dach był zamknięty, to co oczywiste – i jak najbardziej naturalne – pojawiły się małe prześwity między membraną, a betonową częścią trybun. No i to co najważniejsze. Było ciepło, temperatura w chwili rozpoczęcia meczu wynosiła nieco ponad 20 stopni Celsjusza.

Rok wcześniej, na stadionie w Kopenhadze byłem na finałach Mistrzostw Europy, które polska federacja współorganizowała z Duńczykami. Parken Arena nie wyglądała tak pięknie jak Stadion Narodowy, ale spełniła swoje zadanie. Jedyną rzeczą na którą narzekali zawodnicy była temperatura powietrza, która oscylowała w okolicach 16 stopni. A to był początek września, czyli przecież jeszcze lato!

I tutaj dochodzimy do sedna sprawy. Przepisy FIVB mówią wyraźnie, że mecze sygnowane szyldem międzynarodowej federacji muszą być rozgrywane w temperaturze minimalnej 16 stopni Celsjusza i maksymalnej 26 stopni. A w Kurytybie pierwszy mecz pomiędzy Brazylią i Kanadą rozpoczynał się w temperaturze 14 stopni Celsjusza. A później było już tylko zimniej, co nikogo, kto używa mózgu dziwić nie powinno, bo w Brazylii jest teraz zima. Wprawdzie nie taka jaką znamy w Polsce, ale to nie znaczy, że cały czas panują tam jakieś upały. O ile jeszcze w okolicach Sao Paulo, czy Rio de Janeiro zimą w ciągu dnia jest grubo powyżej 25 stopni Celsjusza, o tyle już w Kurytybie temperatura o tej porze roku rzadko wykracza ponad dwadzieścia stopni.

Zawodnicy szykując się do gry, szczególnie rezerwowi, musieli się dogrzewać w niekonwencjonalny sposób, część jeździła na przygotowanych przez organizatorów rowerach stacjonarnych, inni grzali ręce z wykorzystaniem farelek ustawionych w kwadratach dla rezerwowych. Nie wiem czy te warunki wypaczyły losy rywalizacji, bo przecież były identyczne dla wszystkich, ale na pewno mogły mieć wpływ na poszczególne wyniki.

Po pierwszym spotkaniu Brazylijczyków z Kanadyjczykami, które komentowałem w Polsacie Sport, kiedy odniosłem się do regulaminu rozgrywek, ktoś napisał mi na Twitterze, że to wszystko prawda, tyle tylko, że dotyczy gry w halach, a my tu sobie gramy na stadionie. Do swojej wypowiedzi dołączył taką ikonkę z uśmiechniętą buźką i lecącymi ze śmiechu łzami, aby podkreślić swój żart, jak najbardziej udany zresztą. Myślę sobie, że ta ikonka i ten śmiech przez łzy, to jest idealny komentarz do tego wszystkiego, co przez ostatni tydzień oglądaliśmy na stadionie w Kurytybie.

W tym miejscu od siebie jeszcze jedna uwaga. Nie mam nic, aby siatkarskie mecze rozgrywać na dużych obiektach, w tym na stadionach, przy kilkudziesięciotysięcznej publiczności. Warunek jest jeden. Trzeba zapewnić zawodnikom komfortowe warunki do gry, tak jak to było na Narodowym trzy lata temu i tak jak będzie na Narodowym w tym roku podczas inauguracji Mistrzostw Europy.


Marek Magiera

Commentaires


bottom of page